poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 25

Z punktu widzenia Petera

Siedziałem na korytarzu i czekałem na jakieś informacje. Trwała aktualnie operacja barku mojej dziewczyny. Malwina miała takie szczęście w nieszczęściu iż drut wbił jej się 20 centymetrów od szyi. Gdyby nie to cholerne 20 centymetrów już by nie żyła. Teraz też nie wiadomo co sie z nią stanie. Lekarze każą być dobrej myśli, ale ja już nie wiem co mam myśleć. W pewnym momencie do szpitala wpadł Maciek z dwoma facetami u których spała Malwina.
- Hej i co z nią - spytał się skoczek.
- Po co oni tu sie zjawili ?- spytałem i nie umiałem ukryć wściekłości.
- Peter to nie tak- zaczął tłumaczyć Maciek.
- Co ja mam sobie pomyśleć gdy moja dziewczyna otwiera mi w jakiś męskich ciuszkach drzwi domu rzekom twoich kolegów?- spytałem już całkowicie nie panując nad sobą - Skąd mam pewność, ze mnie nie zdradziła ?
- Chyba sam w to nie wierzysz ?- odezwali sie brunet o imieniu Piotrek.
- Skąd ty możesz o nas wiedzieć ?- spytałem.
- Bo przyprowadził ja do naszego domu. Malwina była smutna i nie mogła dojść do siebie po kłótni z tobą. Cały wieczór mówiła iż Cię kocha i nie wyobraża sobie bez ciebie życia- powiedział współlokator Piotrka, który miła na imię Mikołaj.
- Co ?- spytałem zdziwiony- Nic już z tego nie rozumiem.

Piotrek i Mikołaj opowiedzieli mi co sie stało. Jakim ja byłem głupcem, iż nie chciałem wysłuchać Malwiny. No cóż złość wzięła górę. Operacja trwała i trwała. Po jakiś 3 gadzinach oczekiwaniach i jakichkolwiek informacji podszedł do nas lekarz z informacjami.
- Rodzina pani Malwiny Kowalskiej- spytał się lekarz.
- To my- powiedziałem poderwawszy się pierwszy z miejsca.
- Operacja się udała, ale - powiedział lekarz.
- Ale co ?- spytałem.
- Spokojnie panie Prevc - próbował mnie uspokoić lekarz- Tylko moja dobra wola upoważnia mnie do zdradzenia informacji o stanie zdrowia pacjentki. Tak na prawdę nie powinienem z państwem rozmawiać, lecz jej stan pozwala mi na poinformowaniu was.
- Co sie stało ?- spytał Maciek uspakajając mnie.
- Stan pacjentki będzie zależał od najbliższych 72 godzin- powiedział lekarz, a ja poczułem iż mój świat po woli się rozpada na drobne kawałki.
- Proszę robić wszystko co należy i nie zwracać na koszty. Wszystkim się zajmę- powiedziałem załamany bo nie dopuszczałem do siebie złych myśli.
- Spokojnie robimy wszystko co w naszej mocy - powiedział lekarz i odszedł od nas.

z punktu widzenia Malwiny

*******************

- I co z nią panie doktorze- usłyszałam słowa tak dobrze znanej mi osobie.
- Panie Prevc już mówiłem iż pańska dziewczyna jest siną osoba i na pewno z tego wyjdzie. Najgorsze już mamy za sobą - powiedział lekarz.
- Nie martw sie Peter wszystko będzie dobrze - to zdanie powiedział nie kto inny jak Maciej K ot.
- Wiem tylko, że nie mogę patrzeć na nią w takim stanie. Zawsze była taka radosna i żywa- powiedział mój chłopak.
- Oj żeby pan wiedział ile ja miałem kłopotów żeby założyć jej szwy lub gips - zaczął wzdychać lekarz- Pamiętam te czasy. Nie miałem jeszcze takiej pacjentki i chyba nigdy nie będę takiej mieć.
- Tak to prawda Malwina jest nie do podrobienia- zaczął się śmiać Kubacki.

Chciałam dać im znać iż ich słyszę lecz przed moimi oczami pokazały się mroczki i znowu straciłam ich z mojego zasięgu słuchowego.

*******************
- Ile to jeszcze potrwa- usłyszałam kolejne głosy, które znajdowały się w pomieszczeniu.
- Nie mam pojęcia, ale to jest nie do zniesienia- powiedział Maciek.
- Leży tak i leży. To jest okropne. Jeszcze te wszystkie urządzenia- Powiedział Peter.
- Uspokój się, wszystko będzie dobrze- powiedział bez przekonania starszy z braci Kot.
- Cześć i jak coś się zmieniło ?- spytał się młodszy z braci Miętus.
- Bez zmian- powiedział jego brat .
- Świetnie normalnie, to wszystko moja wina. Gdybym ja wtedy wysłuchał, ale nie po co- powiedział załamany Słoweniec.
- Spokojnie to nie twoja wina- próbował go pocieszyć Tepes.
- Wszyscy wiemy, że moja i nikt ani nic tego nie zmieni- powiedział Peter.
- Peter nie możesz się obwiniać. To nic nie da - stwierdzi Kuba Kot, a ja chciałam ku przytaknąć tylko nie mogłam mu nic odpowiedzieć i znowu ten sam powrót do nicości.

*******************

- Jest juz grudzień ,a Malwina jak nie odzyskała przytomności tak nie wiadomo co z nią jest - powiedział Peter
- Wiem, mnie też to dobija, że nie wiem co z nią jest. W piątek jest konkurs myślę, że Malwina chciałaby byś w nim wystąpił- powiedział Tepes.
- Wiem stary. Teraz skacze dla niej by była ze mnie dumna jak się obudzi. Moje życie wygląda teraz tak, że jestem w ciągłym biegu bo konkurs i szpital - powiedział Peter i ujął moja dłoń.
- Wiem stary, ale nie długo to się skończy, zobaczysz- powiedział Tepes.
- Czy ja jestem nienormalny, iż nadal wierze, w to że Malwina się obudzi ?- spytał się Słoweniec kolegi z drużyny.
- Nie trać nadziei Peter. Wszystko będzie dobrze zobaczysz - powiedział Tepes i to było ostatnie zdanie, które usłyszałam, bo znowu była ta cholerna ciemność, która mnie ogarnęła.

*******************
- Doktorze i co z nią ?- znowu usłyszałam słowa wypowiedziane przez Petera.
- Będę szczery- powiedział lekarz i wzdychnął- nie wiem czemu pańska dziewczyna jeszcze nie odzyskała przytomności. Juz dwa razy próbowaliśmy ja wybudził ze śpiączki po operacji ale nie reagowała. Zaczynam sie martwic, ale prosze być dobrej myśli- powiedział lekarz.
- Jak mam być dobrej myśli jak nawet pan nie wie co jej jest- powiedział zdenerwowany Peter.
- Spokojnie , rozumiem pana zdenerwowanie , ale to w niczym nie pomoże -powiedział lekarz. .
- Jeśli do jutra do godziny 12 się nie wzbudzi sama, będziemy zmuszeni ja odłączyć od aparatury. Oczywiście przed tym my też spróbujemy ja wybudził - powiedział zrezygnowany lekarz.
- Nie możecie tego zrobić , ja się nie zgadzam - zaczął protestować Słoweniec.
- Z czym się nie zgadzasz ?- spytał się Maciek gdy wszedł do sali szpitalnej.
- Jeśli Malwina nie wzbudzi się do jutra chcą ja odłączyć od aparatury- powiedział Peter załamany.
- Co takiego. Nie możecie ?- zaczął również protestować Maciek.
- Przykro mi nic nie możemy zrobić- powiedział lekarz i chyba wyszedł z sali, w której leżałam.
- To jest nie możliwe. Nie mogą przecież tego zrobić. Ja się nie zgadzam - powiedział Maciek.
- Nic nie możemy zrobić - powiedział Peter i chyba to on złapał mnie za rękę - Kochanie prosze nie zostawiaj mnie samego. Prosze obudź się. Zrób to dla mnie.
W tym samym momencie poczułam na skórze krople wody. To chyba Peter zaczął płakać. Nie mogę pozwolić by przeze mnie płakał. Chciałabym dać mu jakiś znak. Chodź by poruszyć palcem, by wiedział, że żyje i go słyszę. Lecz i tym razem nie było mi to dane bo znowu zapadła ciemność.

******************

Wokół siebie nie słyszałam niczego. Zupełna cisza. Jakby przy mnie nie było niczego i nikogo. Tak jakbym była w jakiejś próżni, z której nie ma ucieczki. Nagle do moich uszu doszedł przeraźliwy krzyk. Krzyk jakiejś bliskiej mi osoby. Usłyszałam go jakby przez jakąś szybę, a następnie zobaczyłam przeraźliwe światło , które mnie raziło i osoby. Postacie z każda chwila stawały się coraz wyraźniejsze. Peter siedział załamany na krzesełku. Widać było iż nie był w domu już kilka dni. Wkoło niego znajdowali się bracia Kot i Miętus, Tepes, Julka, Kubacki, Stoch i Murańka oraz Ziobro. Był także jakiś lekarz.
- Przykro mi ale musieliśmy to zrobić - powiedział lekarz.
- Musieliście pozbawić Malwiny szansy na uratowanie jej życia ?- spytał się załamany Peter, a ja nie wiedziałam o co chodzi.
- Spokojnie panie Prevc, takie są procedury- próbował się wytłumaczyć lekarz.
- Juz dwie godziny temu ja odlaczyliscie. Jesli sie nie obudzi w ciagu 15 minut to uznacie ja za zmarła, a ja was pozwę - powiedział Słoweniec.
- Kogo chcesz pozywać i za co ?- te solowa wypowiedziałam nie wiem dlaczego. Sama byłam zaskoczona. .
- Kochanie ty żyjesz. Tak się cieszę - powiedział Peter, który już stał przy moim łóżku i całował moja twarz.
- Spokojnie Peter - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko.- która godzina ?
- Jest po 14 - powiedział spokojnie Maciek- witamy Cię w śród żywych.
- Który dzisiaj jest ? Długo tak już leżę ?- spytałam ,a każdy popatrzył po sobie- Co jest ?
- Leżałaś tu prawie 2 miesiące - powiedział Krzysiek- jest 20 grudnia.
- Zaraz święta, a ja nie mam nic zrobione- powiedziałam.
- Spokojnie to nie jest teraz najważniejsze - powiedział Peter.
- No tak zapomniałam. Jak tam zawody ?- spytałam ukochanego.
- Jakoś leci, ale to też nie jest ważne - powiedział Peter- ważne ze żyjesz.
- A dlaczego bym miała być na tamtym świecie ?- spytałam bo nie rozumiałam co chodzi.
- Dość już tego teraz musze zbadać pacjentkę i musi odpocząć - powiedział lekarz i zabrał się za robienie badan.- Prosze by wszyscy wyszli.

Tych badan miałam robione całe mnóstwo. Nawet nie wiem po co skoro czułam się znakomicie. Szczerze ja już bym mogła wyjść ze szpitala, nawet na własne życzenie tylko, że jak wspomniałam o tym wszystkim to prawie mnie tam zagdakali na śmierć. Peter był zły jak o tym wspomniałam. Wiem, że się martwi o mnie ale przeciesz świąt nie spędzę w szpitalu. Nawet nie ma o tym mowy. Postanowiłam, że jak wyniki badan będą dobre to jutro będę truła lekarzowi by mnie wypisał, jak tego nie zrobi to wypisze się na własne zadanie. Przecież idzie wigilia. Trzeba tyle zrobić i kupić prezenty. Tak myśląc nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w krainę Morfeusza.


No i po dłuższym czasie w końcu się pojawił. Musicie mi wybaczyć ale wcześniej nie dałam rady za co bardzo was przepraszam. Teraz życzę miłego czytania.
Pozdrawiam Aldona :)
P.S.
Wszystkie zaległości na waszym blogu na pewno nadrobię :)