poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 29

Zeszłam na dół, a tam wszyscy już byli i czekali tylko na mnie.
- No w końcu jesteś - powiedział Krzysiek.- jestem głodny jak wilk.
- Przecież jest 5 po 17 - powiedziałam zerkając na zegarek, który znajdował się na moim nadgarstku.
- Witam was serdecznie na pierwszej wspólnej wigilii. Wigilia to czas spędzany z rodziną, a przecież my ją tworzymy. Niech każdy weźmie teraz kawałek opłatka i złóżmy sobie życzenia. Chcę by to będą szczere życzenia prosto z serca. - powiedział Grzesiek jako ,, głowa " naszej rodziny.
Każdy wziął kawałek opłatka, który leżał na stole i zaczął składać życzenia pokoleń każdej osobie, która znajdowała się w tym domu.
Najdłuższe życzenia jakie składałam to chyba Krzysiowi. Z 15 minut razem staliśmy.
- Malwina skończyłaś już – spytał zniecierpliwiony Krzyś - zostaliśmy sami i wszyscy czekają tylko na nas, a ja jestem piekielnie głodny.
- No już dobra, dobra skończyłam- powiedziałam i pocałowałam Miętusa w policzek.

Siedzieliśmy przy stoli i objadaliśmy się smakołykami przygotowanych przez skoczków.
- Ale te pierogi są pyszne- powiedziałam jedząc już chyba 10. - Ten kto je robił jest mistrzem.
- Dziękuje za taką opinie- powiedział kłaniając się nisko Peter.
- Ty umiesz takie pierogi robić, a ja nic na ten temat nie wiem. Ubóstwiam Cię za to - powiedziałam wniebowzięta.
- Myślałem, że mnie kochasz za coś innego, a nie za pierogi - powiedział markotnie Słoweniec.
- Ależ ja Cię kocham ty mój skarbie tylko, że teraz już nikomu nie powiem iż mój chłop przypala wodę w czajniku. Będę się mogła pochwalić iż robi najlepsze pierogi na świecie- powiedziałam.
- Nie umiesz zagotować wody w czajniku ? - spytał się Maciek swojego kolegi po fachu.
- Oj tam od razu nie umiem. Raz mi się zdarzyło, że wstawiłem wodę na herbatę i zapomniałem wyłączyć. Malwina jak przyszła to czajnika niestety nie dało się już uratować. - odparł na swoje usprawiedliwienie Prevc.
- Ja pamiętam jak chciałem zagotować sobie mleko na kakao. Zamiast zagrzać je w jakimś garczku to zagotowałem w czajniku. Mana tak się potem na mnie darła iż miałem szlaban na cały miesiąc- powiedział Tepes, a my wszyscy wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.

Opowiadaliśmy sobie prze różne historie z lat dzieciństwa. Naprawdę było kupę śmiechu. Każdy miał coś za uszami z lat młodzieńczych.

- Mam coś ważnego do powiedzenia-powiedział nagle Grzesiek, a wszyscy zwrócili uwagę na chłopaka.- Zjedliśmy kolacje pożartowaliśmy troszkę, a teraz kolej na prezenty.
- Tak - zaczął się drzeć na całe gardło Krzysiek.
- Nie mogłem się tego doczekać -powiedział z radością
- To od kogo zaczynamy ?- spytałam.
- może od ciebie - powiedział Grzesie.
- Nie mi się nie śpieszy - odparłam- Zacznijmy może do Julki lub Tepesa.
- Spoko zacznijmy najpierw d Słoweńca- powiedziała Julka.
- Mi tam pasuje - powiedział Słoweniec i wręczyłam mu pierwszy prezent.- WOW ale świetna bluza dzięki stary.- zwrócił się do Petera.
- Skąd wiedziałeś, że to ode mnie ?- spytał zdziwiony Petr.
- Bo każdemu z was marudziłem o coś innego i dlatego wiem co dostane od każdego z was- powiedział ze szczerością- główka pracuje.

W ten oto sposób od Julki dostał perfumy, od Maćka nowe gogle, od Kuby sanki. Od starszego z braci Miętus dostał flaszkę polskiej wódki, a od młodszego skrzynkę piwa. Ode mnie jak już doskonale wiecie dostał huśtawkę.
- Dzięki wam mam wszystko co chciałem - powiedział z uśmiechem Tepes.
- Po co chciałeś wódkę i piwa. Sam nie mogłeś sobie kupić ?- spytała.
- Po co miałem wydawać swoją kasę jak mogłem to dostać- powiedział z uśmieszkiem.
- Dobra teraz pora na Petera. - powiedziałam i wręczyłam mu pierwszy prezent.
- Wow dostałem nową książkę o skokach narciarskich. Dzięki- powiedział uradowany Peter. Słoweniec dostał jeszcze zestaw kosmetyków pod prysznic, album z naszymi zdjęciami, perfumy, sweterek, słodycze oraz bilet na mecz piłkarski.
- Dobra teraz Grzesiek - oznajmiłam.

Starszy z braci Miętus dostał krzesło obrotowe, 5 gier na PSP i od swojej dziewczyny właśnie PSP. Kolejny był Krzysiu. On natomiast dostał lampkę nocną, nową pościel, koc, stolik nocny, dywan, bilet na lot balonem oraz na piłkę ręczną. Kolejny był Kuba. Dostał torbę, kurtkę, kask, zestaw perfum, klocki lego,buty oraz czapkę z szalikiem i rękawiczkami. Młodszy z braci kot dostał koszulę,bluzę, spodnie, buty, zestaw skarpetek i bokserek, skarbonkę oraz bilet na mecz piłkarski. Kolejna była Julka dostała sukienkę, bransoletkę, pierścionek, perfumy, buty na obcasie, spodnie oraz piękną torebkę.
- No i zostałam ja - powiedziałam
- No to otwieraj - powiedział Peter.
- AAAAAAAAAA- wydarłam się na cały dom - dziękuję wam
- Oszalałaś - spytał się Maciek, który trzymał się za ucho.
- Jesteście wielcy- powiedziałam do Julki i barci Miętus- zawsze marzyłam o tym by polecieć do Madrytu na mecz Realu z Barceloną.
- Nie ma za co - powiedzieli jednocześnie.
- Teraz od nas - powiedział Kuba i Maciek.
- WOOOW - powiedziałam gdy dostałam wielkie pudło owinięte papierem ozdobnym.
- Tyko szukaj dobrze, a znajdziesz - powiedzieli i zaczęli się śmiać.

Gdy otworzyłam pudełko pierwsze co mi się rzuciło w oczy to multum gazety, pogniecionej gazety. Zaczęłam ją wyciągać i sięgać kolejne rzeczy.Okazało się iż wyciągnęłam multum słodyczy i plastrów, bandaży i wiele wiele innych rzeczy.

- Teraz ja - powiedział Tepes wręczając mi mały pakunek.
- Dzięki - powiedziałam i wzięłam podawaną mi paczke.
- Ale piękna, dzięki - powiedziałam gdy ujrzałam świetną czarną sukienkę.- Naprawdę jest świetna.
- Wiesz pomyślałem, że jak Peter Cię w niej zobaczy to nie oprze się tobie i bedzie przeszczęśliwy, no a jako jego najlepszy kumpel pragne jego szczęścia.- stwierdził Słoweniec.
- Dzięki jest mega już wiem co założe w sylwestra - powiedziałam z uśmiechem.
- No to teraz kolej na mnie - powiedział Peter.
- Ciekawe co masz dla mnie mój książe na białym koniu - powiedziałam i zaczełam się śmiać.
- Prosze - powiedział i podał mi małe pudełeczko.
- Ocho Peter się oświadcza - powiedział Krzyś.
- Nie jeszcze nie ale kto wie może w najbliższym czasie to się stanie- powiedział a ja otworzyłam pudełko.
- Ale to śliczne- powiedziałam widząc wisiorek, bransoletkę oraz kolczyki.
- Podoba ci się - spytał.
- Pewnie, że tak - powiedziałam i pocałowałam swego chłopaka.

Po rozdaniu prezentów zaczeliśmy śpiewać kolędy i oczywiście chłopaki zaczęli pić wódkę. To było przezabawne gdy polscy skoczkowie próbowali nauczyć Słoweńców polskich kolęd. Oczywiście po polsku. Tepes i Prevc połamali sobie prawie języki ale jeszcze trochę, a dali by radę. Tylko szkoda, że pokonała iż wódka bo wszyscy usnęli przy stole.



Jestem z tym czymś na górze. Nie zabijajcie mnie za to, ale musiałam coś wstawić, a weny mi brak. Postaram się żeby kolejny rozdział był o niebo lepszy. Obiecuje. Ten rozdział był taki przejściowy.
Dziękuje za wszystkie komentarze i odwiedziny na mego bloga. Fajnie, że ktoś to czyta.
Co do skoków jestem dumna z naszych jak spisali się w niedzielnym konkursie w Japonii.

Przepraszam za błędy, ale odcinek wstawiam przez tel., więc mi wybaczcie.

Czekam na wasze opinie nawet tych anonimowych jak i pozostałych.

Życzę miłego czytania.

Pozdrawiam Aldona :-)

CZYTASZ = MOTYWUJESZ
KOMENTUJESZ = PODWÓJNIE MOTYWUJESZ



poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 28

Gdy położyłam się na kanapie, poczułam coś miękkiego pod sobą. Szybko wstałam i to co ujrzałam wstawiło mnie najpierw w stan szoku, a po chwili zaczęłam się śmiać niepohamowanym śmiechem. Otóż na kanapie spał nie kto inny jak Tepes z Krzysiem. To by było jeszcze normalne, ale w pozycji w jakiej spali była po prostu przekomiczna. Tepes leżał z jedna noga na oparciu, a do drugiej usilnie tulił się Krzysiu myśląc, iż to jego kocyk kochany. Słoweńca głowa zwisała z kanapy i prawie dotykała ziemi. Myślałam, że zaraz spadnie. Mój kochany Krzysiu natomiast leżał wtulony w nogę Słoweńca, a resztę jego ciała było w takiej figurze, iż w pewnym momencie nie wiedziałam jaka cześć ciała jest gdzie. Nie mogąc wyrobić ze śmiechu udałam się na góre.
- Mamusiu chce mi się siusiu- usłyszałam głos Tepesa.
- Mamusiu ja się boje. Nie opuszczaj mnie - powiedział Krzysiu.
- Ja cie nigdy nie opuszczę ty mój kochany dziubasku- powiedział Tepes.

Nie tego już nie mogłam zdzierżyć. Zeszłam na dół, wyjęłam swój telefon i zrobiłam im zdajecie, poczym weszłam na góre do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
- Auaaaaaaaaa- usłyszałam tylko głos Petera.
- Przepraszam kochanie myślałam, że ciebie nie ma ?- powiedziałam.
- A gdzie mógłbym spać - spytał.
- Nie wiem na przykład z Tepeszem i Krzysiem na dole- odparłam.
- Ale ja wole z tobą - powiedział i już leżał na mnie.
- Tak- powiedziałam i zaczęłam się wiercić.
- Oczywiście- powiedziawszy zaczął namiętnie mnie całować.
- Peter chciałam iść spać bo jestem zmęczona- powiedziałam.
- Ale ja się tak za tobą stęskniłem - powiedział patrząc na mnie błagalnie.
- Ja powiedziałam, że jestem zmęczona, a że nie mam na ciebie ochoty- odparłam i znowu zaczęłam być obsypywana namiętnymi pocałunkami.

Najpierw w usta potem po szyj, poczym znowu powrócił do mych ust. W naszych pocałunkach było można wyczuć stęsknienie za druga osoba, miłość, pożądanie. W pewnym momencie zostałam pozbawiana bluzy i podkoszulki. Peter zaczął wyznaczać sobie nawa ścieszkę. Znowu zszedł do mojej szyj po czym zaczął obcałowywać mój pępek, brzuch aż w końcu dodarł do mych piersi. Szybko pozbawił mnie stanika. Byłam spragniona jego dotyku, jego bliskości. Jego dłonie i usta zaczęły pieścić moje piersi, a ja czułam jak moje pożądanie rośnie. Gdy już uznał iż moim piersią poświęcił dość czasu zaczął znowu mnie obcałowywać i zachodził coraz niżej. Jednym zgrabnym ruchem pozbył się moich spodni i majtek. Tak, że leżałam przed nim tak jak pan Bóg mnie stworzył. Nie będąc mu dłużna również pozbyłam się jego jedynej części garderoby jaką miął na sobie czyli bokserek.
- Kocham cie - powiedziałam.
- Ja ciebie bardziej kocham- odparł- poza tym jesteś piękną.
- A ty przystojny - odparłam i zatopiłam swoje usta w jego.
Zaczął mnie pieścić i oddawałam się jego pieszczotom. Moje biodra zaczęły ruszać się w rytm, który nadal Peter. Nie chcąc być mu dłużna zaczęłam pieścić jego przyrodzenie. Naszym pieszczota nie było końca.
- Wejdź we mnie, prosze- powiedziałam czując, iż zaraz nie wytrzymam.

Nie musiałam długo czekać by Słoweniec spełnił moja prośbę. Rozchylił mi uda tak, żeby mu było wygodniej i wszedł we mnie tak jak prosiłam. Najpierw powoli, a z każdym ruchem coraz głębiej i szybciej. Dla nas obydwoje ta chwila mogła trwać wiecznie. Każde z nas było spragnione ukochanej drugiej osoby. Gdy doszliśmy na szczyty swoich możliwości, opadliśmy bez życia na łóżko.
- Kocham cie- powiedzial Peter.
- Ja ciebie też- odparłam.
-Wiesz, że na tobie najlepiej mi się śpi- Spytał się Słoweniec.
- Wiem - powiedziałam i z uśmiechem na twarzy usnęłam.

Nazajutrz wstałam dosyć wcześnie bo była godzina 8. Zwlekłam się z łóżka, ubrałam się i zeszłam na dół by zjeść jakieś śniadanie bo byłam głodna jak wilk.
- Dzień dobry wszystkim - przywitałam się z całą gromadką skoczków i Julką.
- Hej, dobrze się spało- spytał się Krzysiu.
- Pewnie, że tak - powiedziałam z wielkim bananem na twarzy.
- Noc się udała ?- dopytywał się Kuba.
- Oczywiście seks był nieziemski- powiedziałam i usiadłam z sokiem do stołu.
- To dobrze - powiedziała Julka śmiejąc się.
- A tobie Grzesiu noc się udała ?- spytałam patrząc na starszego z braci Miętus - Bo wiesz Krzysiu tak ładnie spał na dole z Tepeszem, to jego nie będę się pytała co robił w nocy.
- Mi się bardzo udała. Ja nie narzekam - stwierdził i wytknął mi język.
- O czym ty mówisz ?- spytał się mało zorientowany Peter.
- Oj Peter, Peter chyba zbyt duża dawka testosteronu uderzyła ci do mózgu i spowolniła twoja świadomość, albo Malwina cie wykończyła- powiedzial śmiejąc się Maciek.
- Moja królowa nigdy mnie nie wymęczy, a co do testosteronu to wiesz, nie bzykałem przez prawie 2 miesiące to mógł mi uderzyć do głowy- powiedzial Słoweniec wymachując widelcem.
- Wiesz co kotek nikogo nie obchodzi twoje życie seksualne. Możesz się pieprzyc raz na miesiąc ale też możesz codziennie- powiedziałam jedząc kanapkę.
- Raz na miesiąc ciekawe kto by wytrzymał takie męki- odezwał się Tepes.
- Nie wiem - powiedziałam śmiejąc się- ok ja ide się wykąpać i jadę do szpitala.
- Do szpitala po co ?- spytała się Julka.
- Ide sprawić dzieciakom jakiś prezent od Mikołaja- odparłam- kupie im jakieś pluszaki i przy okazji odwiedzę Maćka- powiedziałam i wstałam od stołu.
- Wiesz co, my też pojedziemy z tobą - powiedział chętnie Kuba.
- Bledzie mi bardzo miło- odparłam i udałam się do mojego pokoju.

Całe szykowanie i kupienie prezentów zajęło mam jakieś 2 godzinki. Ok 11 już byłam w szpitalu razem z jednym świętym Mikołajem w postaci Tepesa, 5 elfami oraz 1 śnieżynką. Weszliśmy do każdej sali na oddziale onkologii dziecięcej. Każde dziecko dostało od nas misia. Dzieciaki były nam tak wdzięczne, że aż się popłakałam. Długo nie byliśmy w szpitalu. Daliśmy tylko prezenty i już wracaliśmy do domu.
- Na którą robimy wigilie i kto biedzie u nas - spytałam się kierowcy, bo jechałam w aucie z Grześkiem, Krzysiem, Juka i Peterem.
- Na pewno biedzie nasza 5. Biedzie także Tepes. Bracia Kot maja nam dać odpowiedz dzisiaj- powiedział Krzysiek.
- Świetnie wiec kolacja na 16 - powiedziałam dumna i blada.
- Mi tam pasuje - powiedział Grzesiek.
- Stop - krzyknęłam nagle, a Grzesiek zachamowa gwałtownie pod sklepem.
- Co się stało ?- spytała się Julka Petera bo ja już biegłam w stronę sklepu.
- Nie mam bladego pojęcia , ale wiesz jaka ona jest- odparł Słoweniec.
- Ta ma sto pomysłów na minutę- skwitował Krzysiek.
- Wiecie co. Malwina jest szalona i nieprzewidywalna. Nie wyobrażam sobie teraz bez niej życia. Bez mojej kochanej Malwiny byłoby nudno- stwierdził Peter.
- Żebyś wiedział. Teraz się cieszę, że Malwina się do nas wprowadziła, choć na samym początku byłem do tego pomysłu sceptycznie nastawiony- stwierdził Krzysiek.
- No to jest teraz taka nasza mała siostrzyczka- odparł Grzesiek- Słuchaj stary jak ja skrzywdzisz nie chciałbym być w twojej skórze.
- Napewno jej nie krzywdzę- powiedział poważnie Peter- chciałbym by została w przyszyci Panią Prevc.

W tym samym momencie w sklepie

Wpadłam do sklepu jak oparzona. Poszłam szybkim i zdecydowanym krokiem w kierunku papierów ozdobnych. Wzięłam 2 rolki z każdych 10 wzorów jakie kupiłam. Pani z supermarketu popatrzyła się na mnie jak na wariatkę. No bo kto normalny kupuje 20 rolek papieru ozdobnego w dzień wigilii i to do tego o godzinie 14. O tej porze każdy normalny człowiek ma już zapakowane prezenty. Tylko ja jak zwykle zostawiam wszystko na ostatnia chwile. Wychodząc, a raczej wybiegając ze sklepu oczywiście musiałam na kogoś wpaść.
- Bardzo przepraszam- mówiłam podnosząc mój zakup z ziemi.
- Nic się nie stało- odparł młody chłopak.- Panna Kowalska milo mi pania widzieć.
- Prosze mów mi Malwina - odparłam.
- Adam- powiedzial młody policjant i podał mi dłoń- Chciałem poinformować o nowych wynikach pożaru w waszym domu.
- To znaczy- odparłam nie wiedząc o co chodzi- myślałam, że to bym wypadek.
- No niestety okazało się iż to było podpalenie. Znaleźliśmy w waszym domu niewielki zapalnik. Radziłbym byście zmienili zamki i założyli alarm, a jeśli go macie to żebyście włączali go na noc i jak was nie ma w domu. Także jak będziesz sama w domu to włączaj alarm- powiedział.
- Myślicie iż to mogło chodzić o mnie ?- spytałam i nie mogłam uwierzyć.
- Nie wykluczone. Dostaniecie ochronę do końca roku. - powiedział.
- Świetnie aż się cieszę. Przecież miałam być tu bezpieczna - odparłam z wyrzutem.
- Jesteś bezpieczna - odparł Adam- tylko musimy trochę się pokręcić obok każdego z was by się upewnić, że nic wam nie grozi.
- Super aż się cieszę- powiedziałam z wyrzutem- a teraz jak pozwolisz udam się do domu.
- Pewnie, że tak- odparł, a ja odeszłam jak najszybciej od tego mężczyzny.

Jak ja teraz powiem chłopakom o tym podpaleniu. Będą się martwic, a nie chce ich dobijać tym w święta. Po prostu im nie powiem. Wole ich chronić. Nie potrzebnie też wiedza o mojej przeszłości. Za dużo osób o tym wie. Teraz też im się może stać krzywda, a tego bym nie przeżyła. Tak rozmyślając podeszłam do mojego samochodu i otworzyłam bagażnik by wrzucić papier ozdobny. Zastanawiam się teraz jak ja to wszystko przemycę do domu by chłopcy nie zauważyli. Już wiem wejdę przez garaż do piwnicy i tam w swoim gabinecie zapakuje prezenty. To był świetny pomysł. Z takim postanowieniem wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu braci Miętus.
- Malwina co Ci jest- spytał się zmartwiony Prevc.
- Nic skarbie po prostu troszkę boli mnie głowa i to wszystko- odparłam i położyłam głowę na jego ramieniu.
- To może się połóż, a my nakryjemy do stołu- powiedział zmartwiony Grzesiu.
- Nie możesz się przemęczać, wiesz o tym- dodał Krzysiu.
- Tak, wiem ale ja szybko nakryje do stołu potem pójdę do mojego gabinetu i tam poleżę z pół godziny i następnie się wykąpie i zjemy kolacje o 16. Co wy na to- spytałam.
- Ok mi tam pasuje - powiedziała Julka.
- Nam też - odparł Grzesiek za siebie i brata.
- No to wszystko mamy ustalone- powiedziałam i wysiadłam pod domem.
- Co tak długo ?- spytał się Kuba.
- Czekamy na was już chyba z 10 minut- dodał młodszy z braci Kot.
- No waśnie, a niektórzy maja tu potrzeby fizjologiczne do załatwienia- powiedział Tepes ściskając swoje krocze by nie popuścić.
- Przepraszam Tepes. Musiałam wejść jeszcze do sklepu, ale już Ci otwieram- zdążyłam tyko przekręcić klucze w zamku i lekko uchylić drzwi, a Słoweniec wystartował jak z armaty w kierunku łazienki.
My weszliśmy do domu śmiejąc się z Tepesa. Już dawno tak się nie ubawiłam.
- Ale mi ulżyło- powiedzial Słoweniec wychodząc z łazienki.
- To dobrze- powiedziałam i wybuchłam kolejna sława niepohamowanego śmiechu.
- Ha ha ha bardzo śmieszne, ale jeszcze chwila, a naprawdę bym nie wytrzymał- odparł Tepes.
- To dobrze, że nie siedziałam w tym sklepie dłużej- powiedziałam w kierunku Tepesa.
- A właściwie po co w nim byłaś ? - spytał się Peter.
- Nie ważne. Nie musisz wszystkiego wiedzieć - odparłam i wystawiłam mu język.
- Napewno po tampony - wypalił Krzysiek.
- No i z upojnej nocy dzisiaj nici - powiedział Grzesiek.
- Uważaj żebym ja Ci tego tamponu nigdzie nie wsadziła - powiedziałam z uśmieszkiem do Krzysia.
- UUUUU ona Ci grozi. Ja bym na twoim miejscu uważał- stwierdził poważnie Kuba.
- Dobra koniec tych żartów ide szykować kolacje- powiedziałam wstając z kanapy.
- Co tak wcześnie ?- Spytał Maciek .
- Ja naszykuje nakrycia i przyozdobię stół, a wy potem postawicie tylko potrawy- powiedziałam- jak nakryje stół to ide do biblioteki odpocząć i tak o 16 zasiądziemy do stołu. Pasuje?- to ostatnie pytanie skierowałam do Tepesa i braci Kot.
- A nie możemy tak o 17 ?- spytał Maciek.
- No jak chcecie - odparłam wzruszając ramionami.
- No bo jeszcze musze odwiedzić rodziców i zabrać prezenty dla was wiec do 16 się nie wyrobie - stwierdził Maciek, a Kuba mu przytaknął.
- No dobra niech wam będzie. Wigilia na 17 - powiedziałam i ruszyłam po obrus na stół.

Z nakryciem stołu zeszła mi się prawie godzina, wiec się cieszyłam iż mam jeszcze 2 godziny na zapakowanie prezentów i przygotowanie się do wigilii. Zeszłam do garażu i pomału zaczęłam znosić prezenty do biblioteki. Ta czynność również zajęła mi sporo czasu. Zanim zapakowałam każdy prezent i go podpisałam też trochę minęło. Największe zainteresowanie jednak wzbudziło wnoszenie prezentów na gore i ulokowanie ich pod choinka. Te matołki w postaci Słoweńców i braci Miętus byli nie do wytrzymania. Gdy tylko nie patrzyłam próbowali zaglądać do pudelek. Próbowali tak rozerwać papier bym tego nie zauważyła.
- Stop z wami nie da się już wytrzymać. Prezenty będą po kolacji. Teraz ide się kąpać, jak tylko zobaczę, że jakiś prezent jest nie tak sklejony jak ja to zrobiłam nie dostaniecie prezentów- powiedziałam zdenerwowana.
- Ale .- zaczął Krzysiu.
- Ale kochanie....
- Przecież my nic nie robimy.
- Cicho już za pół godziny kolacja postawcie potrawy na stole. Ja się ide szybko wykąpać za 20 minut jestem- powiedziałam by uspokoić przekrzykujących się nawzajem chłopaków.
Prysznic, który wzięłam bardzo mi się przydał. Szybko jednak musiałam skończyć by zdążyć przed przyjściem gości. Jednak gdy zeszłam na dół już wszyscy byli.


No i jest kolejny. Ciesze się iż mam nowych czytelników i to głównie im dziękuje za odwiedziny mojego blogu,a w szczególności Jessice wellis ( nie wiem czy dobrze odmieniła). Ten rozdział został stworzony w przeróżnych miejscach. Począwszy od stacji kolejowej po pisaniu rozdziału gdy robiłam objad.
Pozostawiam go wam do oceny.
Życzę miłego czytania.
Pozdrawiam Aldona :)


CZYTASZ = MOTYWUJESZ
KOMENTUJESZ = PODWÓJNIE MOTYWUJESZ

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 27

Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu. Myślałam, że zabije osobę która była taka łaskawa i mnie obudziła. Z niechęcią sięgnęłam po sprzęt, który leżał na szafce nocnej i odkryłam, iż Petera nie ma już w łóżku. Nie patrząc nawet kto dzwoni odebrałam.
- Tak słucham - powiedziałam zaspanym głosem.
- Dzień dobry Malwino. Przepraszam, iż cie obudziłem. Nie przypuszczałem, że o tej godzinie będziesz jeszcze spać- po głosie poznałam jednego z moich kolegów redakcyjnych.
- Dzień Dobry panie Przemku. - powiedziałam i powstrzymywałam się by nie ziewnąć - Nic się nie stało i tak musze już chyba wstawać. - powiedziałam i zerknęłam na okrągły zegar, który wisiał na ścianie. Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, iż jest już godzina 11.
- Chciałem spytać jak się czujesz - powiedział do mnie pan Babiarz- wszyscy się tu w redakcji o ciebie martwiliśmy- dodał po chwili.
- Jest już dobrze. Czuje się świetnie - powiedziałam i wcale nie skłamałam- Coś ważnego się stało iż pan dzwoni.
- Chciałem się spytać czy nie chcesz jechać w delegacje na turniej czterech skoczni by tam relacjonować przebieg zawodów - powiedział pan Babiarz, a ja byłam najszczęśliwsza na święcie, bo nie sądziłam iż tak szybko będę mogła wrócić do pracy
- Tak oczywiście. Bardzo biedzie mi miło- powiedziałam z wielkim bananem na twarzy.
- Tylko jest jeden mały i bardzo istotny problem - powiedział mój starszy kolega po fachu.
- Jaki ? - spytałam i mój entuzjazm od razu się ulotnił.
- Będziesz mogła wrócić do pracy, ale najpierw będziesz musiała nam pokazać wyniki badan. Jeśli okażą się bardzo dobre będziesz mogła jechać - powiedział pan Przemek.
- Aha to nie ma problemu. Moje badania ostatnio były bardzo dobre- powiedziałam i sama się uśmiechnęłam.
- Bardzo się cieszę. Czekam na wyniki. Najpóźniej musze je mieć na swoim biurku 28 grudnia. Mam jeszcze jedna prośbę- powiedział pan Babiarz.
- Tak słucham - odparłam ze stoickim spokojem.
- Chcielibyśmy skontaktować się z twoim lekarzem prowadzącym. Jak byś mogła wysłać mi numer telefonu do niego byłbym ci bardzo wdzięczny- powiedział.
- Pewnie za chwilkę wyśle- powiedziałam.
- Wiec życzę ci miłych i spokojnych świąt, i mam nadzieje, iż się niedługo spotkamy- odparł.
- Dziękuje za życzenia i również wszystkiego najlepszego. Do widzenia- powiedziałam i się rozłączyłam.

Spojrzałam jeszcze raz szybko na zegar wiszący na ścianie. Ok jest godzina 11.30 jak się szybko uwinę to o 12.30 będę w centrum handlowym na zakupach. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z nich jeansy, biała obcisłą bluzkę i żółty sweterek. Z moimi ubraniami udałam się na szybki prysznic. W łazience nie zeszło mi się długo. Juz po jakiś 25 minutach wyszłam odświeżona i zeszłam na dół by zjeść jakieś śniadanie. W tym pomieszczeniu niestety nie zastałam już nikogo tylko na stole leżała jakaś kartka. Podeszłam do blatu i ujęłam w swa dłoń kartkę papieru. Widniały na niej następujące zdania :

,, Kochana ty nasza. Wyśpij się, my poszliśmy z chłopakami na trening, a później idziemy na zakupy świąteczne. W lodowce masz śniadanie. Zrobiliśmy kanapki kolorowe. Takie jak lubisz :).
Pozdrawiamy Grzesiek & Krzysiek "

Nie no z takimi zdaniami to niedługo wyśle ich na kurs poezji. Załamana ale i rozbawiana ich pomysłami, podeszłam do lodówki by wyjąc sobie śniadanie. Owa czynność też nie zajęła mi dużo czasu. Już po 15 minutach przekręcałam kluczyki w samochodzie i ruszyłam na podbój centrum handlowego. Nie miałam pojęcia co mam kupić chłopakom i Julce. Postanowiłam iż najpierw zabiorę się za zakup dla Julki. Okazało się to trafionym pomysłem. Juz po jakiś 10 minutach miałam jeden mały i bardzo praktyczny prezent. Kupiłam jej prześliczna sukienkę. Była w cała kremowa z delikatnymi kwiatami. Wyglądała jak malowana. Teraz zostali mi tylko chłopaki. Postanowiłam najpierw rozpracować braci Miętus i Tepesa ( od mojego wypadku całkiem nieźle się dogadujemy powiedziałabym nawet stwierdzenie iż się zaprzyjaźniliśmy ). W tym celu udałam się do sklepu z wykończeniami. Chodziłam pomiędzy półkami bez celu. Gdy nagle wpadł mi w oko idealny prezent dla Krzyska. Lampka nocna nad łóżko. Bez zastanowienia poprosiłam o nią. Lampka miała kształt księżyca, a wokół niego było kilka małych gwiazdek. Gdybyście widzieli jak Krzysiu boi się ciemności. Po prostu teraz będzie mógł spać spokojnie. Idąc do kasy coś mnie podkusiło by skręcić w prawa alejkę. Okazało się, iż znowu miałam szczęście i znalazłam prezent dla Grzesia i Tepesa. Dla tego pierwszego zakupiłam fotel kręcony z postaciami ze Scoobi-Doo. Gdybyście zobaczyli co się dzieje z nim jak mu się wyłączy ulubioną bajkę o psie detektywie. Po prostu duże dziecko. Dla Słoweńskiego skoczka kupiłam huśtawkę, bo ciągle mi marudzi, iż nie ma na czym sie huśtać gdy przyjedzie do nas i nie jesteśmy gościnni. Zaczyna wtedy narzekać, że się nudzi i chce iść na plac zabaw. Z zakupami wyszłam ze sklepu i udałam się w stronę parkingu by zostawić tam wcześniejsze prezenty i wybrać się po następne.
- Przepraszam bardzo nie zauważyłam pani- mówiłam gdy zbierałam się z podłogi.
- Nic się nie stało- powiedziała osoba na, którą wpadłam.
- Julka- spytałam lekko zaskoczona.
- Malwina- powiedziała w tym samym czasie co ja.
- Co ty tu robisz ?- spytałam przyjaciółkę.
- Przyszłam po prezent dla braci Kot.- odparła- a ty ?
- No ja musiałam kupić dla wszystkich - odparłam- a jeszcze mi zostali właśnie bracia Kot i Peter.
- Chodzą pomogę ci zanieść zakupy do samochodu i razem poszukamy dla nich prezentów- powiedziała i wzięła ode mnie część moich zakupów.
- Dzięki jesteś kochana - powiedziałam do Julki i udałyśmy się do mojego auta.
Chodziłyśmy po tych sklepach i nic się nam nie podobało. Kompletnie nie mogłyśmy się zdecydować co kupić Maćkowi, bo to najpierw jemu postanowiliśmy kupić prezent. Nagle w oko wpadła mi fajna bluza. Wybrałam odpowiedni rozmiar i udałam się do kasy. Juka do bluzy, która miała kolor beżowy dokupiła jeansy. Razem komponowały świetny zestaw. Teraz tylko Kuba i Peter. Weszliśmy do jednego ze sklepów sportowych. Kubie kupiłam torbę na treningi, bo ostatnio narzekał, iz jego stara to już siż rozpada. Torba była w kolorze czarnym z białym nadrukiem firmy. Mi się podobała choć za bardzo nie przepadałam za firmowymi rzeczami tak samo jak za centrum handlowym. Julka znalazła dla starszego z braci Kot kurtkę. Bardzo mi się podobała i sama bym taka kupiła Peterowi, ale nie chciałam dawać mu ubrań chciałam mu dać coś innego. Oryginalnego.
- Już wiem co dam Peterowi- powiedziałam stając na środku korytarza.
- Co niby ?- spytała zdziwiona Juka.
- Masz może jakieś nasze zdjęcia- spytałam z nadzieja w glosie.
- Pewnie, że mam. Nawet te z lanego poniedziałku- powiedziała szczerząc do mnie zęby.
- Że co ?- spytałam zaskoczona, a moje oczy wyglądały jak 5 złotych.
- Że to. - powiedziała do mnie przyjaciółka i wytknęła do mnie język.
- Ale jak ? Skąd?- spytałam zdziwiona. .
- Maciek mi kiedyś pokazywał i sobie przesłałam. Wtedy zachowywaliście się jak pies z kotem i kto by uwierzył, że teraz jesteście razem- powiedziała Juka.
- No tak jakoś wyszło- powiedziałam wzruszając ramionami- Dobra, a teraz chodź do fotografa i zrobię ten album. .
- Świetnie- powiedziała przyjaciółka i przybiła ze mną piątkę.
- Jesteś nienormalna- powiedziałam do Julki.
- Napewno jestem bardziej normalna niż ty- powiedziała Juka i wytknęła mi język.
- Ja po prostu jestem pozytywnie zakręcona i jestem oryginalna- powiedziałam do przyjaciółki.
- I za to cie kochamy- odparła Julka.
- Wiem- powiedziałam i weszłyśmy do faktografa.
Gdy tylko weszłam do pomieszczenia od razu rzuciło mi się w oczy wiele fotografii. Były przeróżne. Mi osobiście spodobało się 5 z nich. Na pierwszym z nich widniały dzieci bawiące się w piaskownicy. Ich radość była szczera. Na drugim widać było zachód słońca nad morzem. Niebo było lekko poczerwieniałe. Widok bezcenny uwieczniony na zdjęciu. Na kolejnym było starsze małżeństwo. Byli przeszczęśliwi. Patrzyli w niebo z takim błyskiem w oku i radością. Też bym tak kiedyś chciała. Na czwartym z kolei widać było schowane góry za mgła. Góry na tym zdjęciu budziły się do życia. Całej magii dodawało wschodzące słońce. Jednak ta ostatnia fotografia spodobała mi się najbardziej. Przedstawiała grupkę znajomych świetnie się bawiących w swoim towarzystwie. Dopiero gdy podeszłam bliżej rozpoznałam miejsce ze zdjęcia i osoby znajdujące się na tej fotografii. Pamiętam ten dziej jak by to było wczoraj. Byliśmy z chłopakami pod skocznia. Postanowiliśmy, że po konkursie LGP w Wiśle zostaniemy na obiekcie i się trochę pobawimy. Naszym wygłupom nie było końca. W pewnym momencie podszedł do nas młody chłopak i się spyta czy może nam porobić zdjęcia, które potrzebuje na konkurs. Zgodziliśmy się bez wahania, bo niby czemu nie mamy pomoc komuś w potrzebie. Może dzięki nam ten ktoś wygra. To zdajecie jednak przedstawiało nas jak ustalimy na tle skoczni. Peter trzymał mnie na barana z jednej strony natomiast Grzesiek z Julka w tej samej pozycji co my po drugiej stronie. Po środku stali Maciek, Krzysiek i Kuba, którzy trzymali Tepesa na rekach. Byliśmy tacy szczęśliwi i nadal jesteśmy. Patrząc na to zdajecie ta radość wróciła do mnie. Zupełnie zapomniałam tym iż leżałam 1,5 miesiąca w śpiączce i ledwo uszłam z życiem.
- Pomoc w czymś- spytał się młody chłopak, który robił nam te zdajecie.
- Tak po prosze to zdajecie i chciałabym zrobić album dla mojego chłopaka na prezent gwiazdkowy.- powiedziałam uprzejmie.
- Co do albumu to potrzebuje zdjęcia- powiedział mody fotograf- Jeśli pani chce to mogę jeszcze do każdego zdjęcia zrobić jakiś fajny przypis.
- Świetny pomysł- powiedziałam z entuzjazmem- tylko mam pytanie. Na kiedy by był album ?
- Jeśli się postaram i teraz dostane zdjęcia i wymusimy przypisy to za jakieś 3 godziny powinien być gotowy.
- Świetnie to zabierajmy się do pracy- powiedziałam z uśmiechem.

Z wybieraniem zdjęć poszło mi całkiem szybko tak samo z reszta czyli wymyślaniem podpisów do fotografii. Okazało się iż Karol ( bo tak miał na imię ten fotograf ) jest świetny w swoim fachu. Naprawdę na lepszego fotografa nie mogłam trafić. Był po prostu genialny. Gdy wszystkie sprawy obgadaliśmy, Julka wyciągnęła mnie na zakupy.
- Ale wiesz, że ja nie za bardzo lubie chodzić po sklepach- zaczęłam stękać.
- Przecież czasem możesz sie wyluzować- powiedziała do mnie przyjaciółka.
- Jestem wyluzowana- odparłam z założonymi rekami.
- Ale ostatnio jesteś zbyt spięta. Przed wypadkiem twoje życie też było w bałaganie, potem ten wypadek i śpiączka. Teraz masz mało czasu na zakupy świąteczne bo już jutro wigilia. Zrób sobie czasem jakąś przyjemność i kup sobie coś- zaczęła wygłaszać te swoje mądrości.
- Ale - zaczęłam lecz nie było mi dane skończyć
- Żadnego ale. Nie chce słyszeć. Musisz sobie coś kupić. Koniec i kropka, wiec rusz ten swój tyłek i w droge - powiedziała do mnie Julka i weszłyśmy do pierwszego ze sklepów, które będę musiała odwiedzić z Julka.
Musze przyznać, iż te zakupy okazały się świetnym relaksem. Julka nie pozwoliła mi się nudzić. Przymierzyłam chyba wszystkie ciuchy jakie tam były. Miałam już serdecznie dosyć chodzenia po tych sklepach, ale ubaw jaki z tym szedł sprawia iż mogłabym chodzić jeszcze tak godzinami.
- Malwina prosze jeszcze tylko do tego jednego sklepu- powiedziała do mnie błagalnie przyjaciółka.
- No już dobrze. Chodzimy, ale ten jest ostatni bo już musze odebrać album i iść do domu by zapakować prezenty.- powiedziałam wchodząc do sklepu.
Jak się okazało, Julka wynalazła mi jakąś białą bluzkę. NIe mogłam powiedzieć bo bardzo mi się podobała ale jak zobaczyłam cenę aż mnie zamurowało.
- No idź chodzisz przyjmiesz - poganiała mnie przyjaciółka.
- Dobra już ide, a ty przyjmiesz ta sukienkę- pokazałam przyjaciółce.
- Bardziej podoba mi się ta- wskazała na kreacje, a mnie az zamurowało. Spodobała jej się ta co kupiłam jej na prezent gwiazdkowy.
- Nie ta jest nie ładna. Przymierz ta pierwsza- powiedziałam szybko- w tej byś wyglądała okropnie i Grzesiek by uciekł, a musisz go skusić ładnym wygładem prawda- powiedziałam i znacząco poruszyłam brwiami.
- Gdy ty założysz ta bluzkę to Peter nie oderwie wzroku od ciebie i ci się nie oprze- powiedziała śmiejąc się i weszła do przymierzalni obok.
- I jak wyglądasz ? - spytałam Julki gdy wyszłam przed przymierzalnie by zaprezentować jej się w białej odzieży.
- No jest spoko- powiedziała wychodząc z przymierzalni- Wow wyglądasz ekstra bierz ta bluzkę i nie narzekaj na cenę w końcu masz dobra prace i możesz sobie pozwolić na coś droższego od czasu do czas. Poza tym Peterowi się spodoba- Powiedziała i zaczęła się śmiać.
- Ta jasne. Ty za to też kupujesz ta kieckę. Leży na tobie jak marzenie, a te odkryte plecy wow Grzesiek będzie dumny z dziewczyny- powiedziałam i przejrzałam się jeszcze raz w lustrze.
- Dobra to ty kupujesz bluzkę ja sukienkę- powiedziała do mnie Julka gdy znalazła się w swojej przymierzalni.
- Spoko- i z takim nastawieniem po przebraniu udałyśmy się do kasy by zapłacić za zakup.
Moja bluzka była śnieżno biała. W komplecie miała srebrne serduszko na długim łańcuszku. Plecy miała w koronkę. Ale właśnie ta koronka była taka delikatna, że dodawała jej uroku. Julki natomiast sukienka była zwykła czarna w pół uda i miała pół odkryte plecy. Gdy założy do tego szpilki biedzie wyglądać bajecznie. Po wyjściu ze sklepu udałyśmy się do mojego samochodu by zostawić zakupy.
- Jedziemy na jakieś lody albo kawę ?- spytałam się dziewczyny.
- Pewnie tylko najpierw chodź po album dla Petera i możemy jechać na kawę - powiedziała szatynka.
- Dzień dobry czy album jest już może gotowy ?- spytałam sie gdy weszłam do sklepu ze zdjęciami.
- Pewnie, że tak- uśmiechnął się do nas Karol- i mam tu dla was prezent - powiedział podając mi kopertę i album.
- Nie rozumiem z jakiej okazji ?- spytałam speszona.
- Dzięki waszym zdjęciom wygrałem konkurs- odparł- w tej kopercie dla każdego sa odbitki z tej sesji oraz prosze bardzo- wręczył mi zdjęcie, które wisiało wcześniej na witrynie wystawczej- widziałem jak ci sie podoba wiec prosze bardzo.
- Ale ja nie mogę tego przyjąć - powiedziałam oddając mu kopertę i zdjęcie z wystawy
- Musisz. Dzięki wam znajduje sie teraz tutaj. Gdyby nie wy nie wygrałbym tego konkursu i nie byłoby mnie tutaj. Jestem waszym dłużnikiem- powiedział i się uśmiechnął.
- W takim razie dziękuje i powiedz mi ile place- spytałam sie chłopaka za lada.
- Jak dla was to 3 dyszki tylko tyle co za album- powiedział i skierował w nasza stronę uśmiech.
- Dzięki - powiedziałam.
- Jeszcze jedno - powiedział do nas - Julka wybierz sobie ty też jakieś zdajecie, które ci sie podoba. Nie będziesz przynajmniej poszkodowana.
To ja po prosze ten - wskazała Julka na obraz przedstawiający motyla siedzącego na kwiatku.
- A może chciałabyś to zdajecie- powiedział Karol i wskazał na zdajecie znajdujące się po lewej stronie. Przedstawiało ona również nasza paczkę, ale na głównym planie znajdowała się ona z Grześkiem i się całowali.
- Skąd to masz ?- spytała sie onieśmielona.
- Zrobiłem podczas sesji- prosze to jest dla ciebie- i podał dziewczynie zdjęcie.
- Dziękujemy- powiedziałyśmy jednocześnie i wyszłyśmy ze sklepu.

Resztę dnia, a raczej wieczoru upłynęło mi na kawie z Julka. Nawet nie zdarzyłam zapakować prezentów bo już było grubo po północy gdy weszłam do domu. Bylam tak padnięta iż chciałam, sie położyć w salonie na kanapie. To co stało sie potem nigdy bym się nie spodziewała. Gdy rzuciłam się na sofę, poczułam że na kimś wylądowałam. Tym kimś okazał się….


No i jestem w końcu. Postanowiłam iż rozdziały będą pojawiać się w poniedziałki tak jak na początku opowiadania. Ciekawa jestem waszych opinii co do prezentów dla chłopaków. Ciekawa jestem czy zgadniecie na kogo wpadła główna bohaterka na kanapie. Czekam na wasze opinie.

Chciałabym również podziękować za komentarze pod każdym z rozdziałów. Wiele dla mnie znaczą. Chciałabym również podziękować za odwiedziny na moim blogu.

Pozdrawiam Aldona :)

Czytasz = motywujesz
KOMENTUJESZ = podwójnie motywujesz

piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 26

Rano obudziły mnie promienie słoneczne, które próbowały się wedrzeć do mojej sali szpitalnej. Musze przyznać, że jak na grudzień dzień był bardzo słoneczny. Podniosłam się z łóżka by wyjrzeć przez okno. To co zobaczyłam zaparł mi dech w piersiach. Widok był cudowny. Moje okno wychodziło na mini park, który znajdował się na terenie szpitala. Jak patrzyłam na park to od razu robiło mi się lżej na duszy. Park był pokryty Świerzym białym puchem. Wyglądało to bajecznie.
- Dzień dobry- powitał mnie męski glos- Wiedze, iż czuje się pani coraz lepiej. Czas na Podstawowe badania.
- Dzień dobry panie doktorze. Przecież wczoraj miałam robione badania. Co jeszcze chcecie zbadać ?- spytałam się zrezygnowana.
- Spokojnie. Zbadamy tylko ciśnienie i temperaturę - uśmiechnął się do mnie mój lekarz prowadzący.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulga- Kiedy będę mogła wyjść ze szpitala?
- Nie wiem. Badania wczorajsze wyszły świetnie. Byłem pod wrażeniem. Zobaczymy co będzie dzisiaj i może jutro panią wypiszemy albo w środę - powiedział lekarz.
- Ale panie doktorze nie można tego zrobić już dzisiaj skoro wyniki badan są świetne, chciałabym jeszcze zrobić coś na święta- powiedziałam.
- I tego właśnie się obawiam, iż pani nie usiedzi na miejscu i biedzie pani wszystko robić bo dzisiaj jest poniedziałek, a w środę jest już wigilia. Po takich obrażeniach jakie ani przeszła musi się pani oszczędzać i odpoczywać- o lekarz.
- Ile mam jeszcze leżeć. Wyleżałam się tutaj za wszystkie czasy. Panie doktorze prosze mnie zrozumieć. Moja rodzina to skoczkowie za chwile znowu wyjada gdzieś na jakiś konkurs i nie będę mogła się nimi na cieszyć . Prosze mnie jak najszybciej wypisać. Chciałabym z nimi spędzić te święta razem. To naprawdę dla mnie ważne- powiedziałam lekarzowi.
- Dobrze zobaczymy co da się zrobić i postaram wypisać panią już dzisiaj po południu. Tylko musi mi pani obiecać, iż nie będzie się pani przemęczać i po świętach widzimy się na wizycie kontrolnej.- powiedział lekarz uśmiechając się.
- Oczywiście, że tak. Nie da się już teraz mnie wypisać ?- spytałam z nadzieja w glosie?
- Niech pani nie przesadza - powiedział do mnie lekarz i zaczął się śmiać.
- Prosze mi mówić po imieniu. Jestem Malwina- wyciągnęłam dłoń do lekarza.
- Marek- podał mi swoja dłoń i uśmiechnął się - Jest mi bardzo milo.
- Nie wyglądasz na starego lekarza, wręcz przeciwnie jesteś bardzo młody jak na lekarza i przystojny.- powiedziałam z uśmiechem.
- Dziękuje za komplement ale ty masz chyba chłopaka ?- spytał się Marek- Ale mi milo. Uznam to za komplement od pięknej kobiety- odparł Marek i zaczął się głośno śmiać.
- Bo to był komplement. Wiem, że mam chłopaka i wcale Cię nie podrywam. Jestem bardzo szczeliwa z Peterem.- odparłam.
- Cieszę się, a co do pytania. Fakt jestem młodym lekarzem. Mam 31 lat ale nie wyglądam na tyle. Mam żonę, w której jestem zakochany na zabój i nie długo urodzi się nasze pierwsze dziecko. To będzie córka. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy- powiedział Marek.
- Ale masz fajnie też bym chciała mieć dzieci. Najlepiej trojaczki i to samych chłopców. No dobra 2 chłopców i dziewczynkę.- powiedziałam.
- Uważaj bo czasami słowa się sprawdzają i możesz mieć trojaczki- powiedział i wstał z mojego łóżka- Musze iść na dalszy obchód. Postaram się załatwić ci ten wypis na dzisiejsze popołudnie.
- Dzięki jesteś wielki - powiedziałam do Marka.
- Wiem- powiedział i wyszedł z mojej Sali.
Po wyjściu Marka nie wiedziałam co z sobą zrobić, no bo ile można siedzieć na tablecie, laptopie lub telefonie. Może ktoś potrafi wysiedzieć tam cały dzień ale ja nie. Postanowiłam pochodzić sobie trosze po szpitalu. Wyszłam ukradkiem z sali i ruszyłam w stronę onkologii dziecięcej. Lubiłam przebywać z tymi maluchami. Pamiętam jak leżałam kiedyś w szpitalu i chodziłam do chorym maluchów. Ile oni maja radości na co dzień. Potrafią cieszyć się z życia takie jakie jest nawet z najmniejszych drobiazgów. Chyba za to je kocham. Weszłam na sale, w której leżała mała dziewczynka może miała z 5 lat i obok niej leżał chłopczyk, który miał może z 4 latka. Aż szkoda mi sie robi, bo co takie małe dzieci są winne.
- Dzień dobry - przywitałam się z dziećmi i rodzicami dziewczynki.
- Dzień dobry- odpowiedzieli mi starsze małżeństwo.
- Czy mogę w czymś pomoc ?- spytałam i w tym samym czasie podbiegł do mnie chłopczyk i złapał mnie za rączkę.
- Czy może mi pani przeczytać bajeczkę - spytał się mały słodziak.
- Pewnie że tak, a jak masz na imię ?- spytałam.
- Maciek - odparł niepewnie.
- Wiec Maciusiu nie ma problemu, ale czy twoja mamusia nie ma nic przeciwko temu ?- spytałam się owego chłopca i posadziłam go na łóżku po czym sama usiadłam na krzesełku obok łóżka.
- Ja nie mam mamusi, chyba że ty chcesz nią być - spytał się, a mnie aż zamurowało, bo jak można zostawić własne dziecko na pastwę losu.
- Wiesz co ja nie mogę, ale jak chcesz to możesz na mnie wołać ciocia, dobrze- spytałam się chłopca, a on pokiwał głową na zgodę- Jaka chciałbyś bajeczkę bym ci przeczytała ?
- Nie wiem. Nikt mi wcześniej nie czytał bajeczek- powiedział ze smutna miną.
- Wiesz co to ja przeczytam ci jakąś tylko pójdę po nią dobrze- spytałam się Maciusia.
- Nie zostawiaj mnie prosze - powiedział chłopiec prawie plącząc- Nie chce być znowu sam.
- Spokojnie przyjdę chyba, że chcesz to pojedziesz ze mną, co - spytałam po czym chłopczyk od razu się zgodził.

Poszliśmy do pokoju przeznaczonego do zabawy. Fajny pomyśl miał szpital, iż wygospodarowali takie miejsce dla tych maluchów. Tutaj mogą zapomnieć na chwile o chorobie i pobawić się jak zdrowe dzieci. Siedziałam tak z Maciusiem chyba z 3 godziny. Bardzo go polubiłam. Jest naprawdę świetny. Nagle zdarzyło się kilka rzeczy na raz. Do sali wpadli Marek z Peterem i Maćkiem. Słoweniec podbiegł do mnie i mnie przytuli. Maciuś nie wiedząc co się dzieje złapał się za moja nogę i nie chciał mnie puścić.
- Zostaw ciocie ona nie jest niczemu winna nie oddam jej bez walki- powiedział 4- latek.
- Spokojnie Maciuś nic się nie dzieje- powiedziałam do chłopca przy którym uklękłam - to jest mój chłopak. Bardzo go kocham. Nie bój się nic mi nie zrobi- powiedziałam do malucha i go przytuliłam.
- Co się stało, że wpadliście tutaj jak oparzeni ?- te słowa skierowałam do Maćka.
- Zniknęłaś z sali szpitalnej. Nie mogliśmy się do ciebie dodzwonić bo zostawiałaś na łóżku komórkę. Wiesz co my przeszliśmy. Szukamy cie po całym szpitalu- wyjaśnił mi polski skoczek.
- Przeciesz wiecie, że nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu - powiedziałam z mina niewiniątka.
- Oj nie wiem czy teraz mogę spełnić twoja prośbę - powiedział Marek.
- Oj prosze cie. Będę grzeczna obiecuje- powiedziałam do mojego lekarza prowadzącego i zrobiłam oczka pod tytułem przygarnij kropka.
- Oj nie patrz tak na mnie - powiedział Marek.
- Niby jak - spytałam udając niewiniątko.
- Oj ty już wiesz jak. Dobra, a teraz powiedz mi co to za prośba - spytał się Peter i spojrzał na mnie pytająco.
- To nic takiego - powiedziałam to takim tonem by go udobruchać.
- Tylko mi nie mów, że namawiałaś Marka by cie wypisał- spytał mnie Słoweniec, a ja sie zastanawiałam dlaczego on tak dobrze mnie zna. Zazwyczaj to jest dobra cecha, ale w takich sprawach bywa wkurzające - Malwina przecież jak cie wypiszą to nie będziesz leżeć i odpoczywać tylko weźmiesz się za porządki świąteczne, a musisz odpoczywać – powiedział.
- Ale to nie fair. - powiedziałam- przecież ja się dobrze czuje. Zdążyłam się przecież już wyleżeć - powiedziałam protestując.
- Malwina to przecież dla twojego dobra- powiedział Peter.
- Co jest da mojego dobra. Przecież tak naprawdę niedawno mnie odłączyliście od aparatury pozbawiając mnie jakichkolwiek szans na życie, a teraz mi mówicie co jest dla mnie najlepsze - powiedziałam nie wytrzymując.
- Ciociu spokojnie - podszedł do mnie Maciuś i mnie przytulił.
- Spokojnie nic mi nie jest. Chodź zaprowadzę cie do sali- powiedziałam i wzięłam chłopca na ręce.
- Ale będziesz mnie odwiedzasz jak wyjdziesz- spytał się chłopczyk.
- Pewnie, że tak - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i udaliśmy się w kierunku sali chłopca.

Po 10 minutach wróciłam do stojących jak wrytych Marka, Petera, Piotrka, Mikołaja, Maćka i barci Miętus.
- Wracamy do mojej sali - spytałam się moich towarzyszy.
- Tak oczywiście- powiedział zaskoczony Tepes , którego dopiero teraz zauważyłam.

Oczywiście gdy wróciłam do sali miałam wykład, na temat mojej ucieczki z sali. Miałam już ich po dziurki w nosie. Całą sytuacje uratował Marek, który wpadł do mojej sali jak opatrzny.
- Co się stało? - spytałam się mojego lekarza prowadzącego.
- Mam tu dla ciebie wypis - powiedział zasapany.
- Naprawdę? - spytałam nie wierząc własnym oczom gdy trzymałam kawałek kartki w dłoni.
- Tak- powiedział- Musiałem się wytłumaczyć ordynatorowi dlaczego cię wypisuje. Pokazałem mu wyniki i był zdziwiony. Powiedział, że jeszcze nie widział takich dobrych wyników nawet u zdrowego człowieka, a co mówić u osoby, która ledwo się wybrudziła po ponad miesięcznej śpiączce. Powiedział, że się zgadza z moja decyzja tylko stwierdził iż masz szybko wyjść za nim zmieni decyzje.
- To co ja tu jeszcze robie - powiedziałam wstając z łóżka i wzięłam swoja spakowana walizkę z ciuchami spod mojego łoża szpitalnego.
- Ty juz jesteś spakowana ?- spytał zdziwiony Peter.
- Miałam cichą nadzieje iż zastane dzisiaj wypuszczana i rano się spakowałam- powiedziałam niewinnie.
- To kierunek nasz dom - powiedzieli bracia Miętus.
- Juz nie mogę się doczekać- powiedziałam – dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Może wpadniesz do nas z żona w 2 dzień świat jak nie masz żadnych planów. Chciałbym ci jakoś za wszystko podziękować.
- Zobaczymy- powiedział Marek- dziękuję za zaproszenie . Dam ci znać w wigilie. Teraz już idź bo ordynator się rozmyśli- powiedział i się przegnaliśmy.

Po godzinie czasu byłam już w domu. Gdy weszłam nie mogłam poznać jego wnętrzna . Było czysto, a z kuchni wydobywały się piękne zapachy. Okazało się, iż chłopcy sami posprzątali i ugotowali już potrawy świąteczne, tak bym ja nie musiała nic robić. Po prostu ja ich kocham. Nie przypuszczałam, iż mogę być taka zmęczona. Poszłam do swojego pokoju i od razu położyłam się na łóżku i zasnęłam.


No i jest kolejny. Przeprasza za tak długą nieobecność, ale ni miałam czasu wstawić. Święta, sylwester, nowy rok.
Właśnie z okazji nowego roku chciałabym wam życzyć dużo zdrowia, wspaniałych przygód, niezapomnianych chwil,dużo prawdziwych przyjaciół, weny dla tych którzy prowadzą własne blogi i dla tych którzy dopiero swoją przygodę zaczynają z pisaniem. Nie wiem czego wam jeszcze życzyć. Wszystkiego najlepszego :)

Pozdrawiam Aldona :)

P.S.
Czytam wasze opowiadania, ale nie mogę dodawać komentarzy nie wiem czemu :(