piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 26

Rano obudziły mnie promienie słoneczne, które próbowały się wedrzeć do mojej sali szpitalnej. Musze przyznać, że jak na grudzień dzień był bardzo słoneczny. Podniosłam się z łóżka by wyjrzeć przez okno. To co zobaczyłam zaparł mi dech w piersiach. Widok był cudowny. Moje okno wychodziło na mini park, który znajdował się na terenie szpitala. Jak patrzyłam na park to od razu robiło mi się lżej na duszy. Park był pokryty Świerzym białym puchem. Wyglądało to bajecznie.
- Dzień dobry- powitał mnie męski glos- Wiedze, iż czuje się pani coraz lepiej. Czas na Podstawowe badania.
- Dzień dobry panie doktorze. Przecież wczoraj miałam robione badania. Co jeszcze chcecie zbadać ?- spytałam się zrezygnowana.
- Spokojnie. Zbadamy tylko ciśnienie i temperaturę - uśmiechnął się do mnie mój lekarz prowadzący.
- To dobrze. - odetchnęłam z ulga- Kiedy będę mogła wyjść ze szpitala?
- Nie wiem. Badania wczorajsze wyszły świetnie. Byłem pod wrażeniem. Zobaczymy co będzie dzisiaj i może jutro panią wypiszemy albo w środę - powiedział lekarz.
- Ale panie doktorze nie można tego zrobić już dzisiaj skoro wyniki badan są świetne, chciałabym jeszcze zrobić coś na święta- powiedziałam.
- I tego właśnie się obawiam, iż pani nie usiedzi na miejscu i biedzie pani wszystko robić bo dzisiaj jest poniedziałek, a w środę jest już wigilia. Po takich obrażeniach jakie ani przeszła musi się pani oszczędzać i odpoczywać- o lekarz.
- Ile mam jeszcze leżeć. Wyleżałam się tutaj za wszystkie czasy. Panie doktorze prosze mnie zrozumieć. Moja rodzina to skoczkowie za chwile znowu wyjada gdzieś na jakiś konkurs i nie będę mogła się nimi na cieszyć . Prosze mnie jak najszybciej wypisać. Chciałabym z nimi spędzić te święta razem. To naprawdę dla mnie ważne- powiedziałam lekarzowi.
- Dobrze zobaczymy co da się zrobić i postaram wypisać panią już dzisiaj po południu. Tylko musi mi pani obiecać, iż nie będzie się pani przemęczać i po świętach widzimy się na wizycie kontrolnej.- powiedział lekarz uśmiechając się.
- Oczywiście, że tak. Nie da się już teraz mnie wypisać ?- spytałam z nadzieja w glosie?
- Niech pani nie przesadza - powiedział do mnie lekarz i zaczął się śmiać.
- Prosze mi mówić po imieniu. Jestem Malwina- wyciągnęłam dłoń do lekarza.
- Marek- podał mi swoja dłoń i uśmiechnął się - Jest mi bardzo milo.
- Nie wyglądasz na starego lekarza, wręcz przeciwnie jesteś bardzo młody jak na lekarza i przystojny.- powiedziałam z uśmiechem.
- Dziękuje za komplement ale ty masz chyba chłopaka ?- spytał się Marek- Ale mi milo. Uznam to za komplement od pięknej kobiety- odparł Marek i zaczął się głośno śmiać.
- Bo to był komplement. Wiem, że mam chłopaka i wcale Cię nie podrywam. Jestem bardzo szczeliwa z Peterem.- odparłam.
- Cieszę się, a co do pytania. Fakt jestem młodym lekarzem. Mam 31 lat ale nie wyglądam na tyle. Mam żonę, w której jestem zakochany na zabój i nie długo urodzi się nasze pierwsze dziecko. To będzie córka. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy- powiedział Marek.
- Ale masz fajnie też bym chciała mieć dzieci. Najlepiej trojaczki i to samych chłopców. No dobra 2 chłopców i dziewczynkę.- powiedziałam.
- Uważaj bo czasami słowa się sprawdzają i możesz mieć trojaczki- powiedział i wstał z mojego łóżka- Musze iść na dalszy obchód. Postaram się załatwić ci ten wypis na dzisiejsze popołudnie.
- Dzięki jesteś wielki - powiedziałam do Marka.
- Wiem- powiedział i wyszedł z mojej Sali.
Po wyjściu Marka nie wiedziałam co z sobą zrobić, no bo ile można siedzieć na tablecie, laptopie lub telefonie. Może ktoś potrafi wysiedzieć tam cały dzień ale ja nie. Postanowiłam pochodzić sobie trosze po szpitalu. Wyszłam ukradkiem z sali i ruszyłam w stronę onkologii dziecięcej. Lubiłam przebywać z tymi maluchami. Pamiętam jak leżałam kiedyś w szpitalu i chodziłam do chorym maluchów. Ile oni maja radości na co dzień. Potrafią cieszyć się z życia takie jakie jest nawet z najmniejszych drobiazgów. Chyba za to je kocham. Weszłam na sale, w której leżała mała dziewczynka może miała z 5 lat i obok niej leżał chłopczyk, który miał może z 4 latka. Aż szkoda mi sie robi, bo co takie małe dzieci są winne.
- Dzień dobry - przywitałam się z dziećmi i rodzicami dziewczynki.
- Dzień dobry- odpowiedzieli mi starsze małżeństwo.
- Czy mogę w czymś pomoc ?- spytałam i w tym samym czasie podbiegł do mnie chłopczyk i złapał mnie za rączkę.
- Czy może mi pani przeczytać bajeczkę - spytał się mały słodziak.
- Pewnie że tak, a jak masz na imię ?- spytałam.
- Maciek - odparł niepewnie.
- Wiec Maciusiu nie ma problemu, ale czy twoja mamusia nie ma nic przeciwko temu ?- spytałam się owego chłopca i posadziłam go na łóżku po czym sama usiadłam na krzesełku obok łóżka.
- Ja nie mam mamusi, chyba że ty chcesz nią być - spytał się, a mnie aż zamurowało, bo jak można zostawić własne dziecko na pastwę losu.
- Wiesz co ja nie mogę, ale jak chcesz to możesz na mnie wołać ciocia, dobrze- spytałam się chłopca, a on pokiwał głową na zgodę- Jaka chciałbyś bajeczkę bym ci przeczytała ?
- Nie wiem. Nikt mi wcześniej nie czytał bajeczek- powiedział ze smutna miną.
- Wiesz co to ja przeczytam ci jakąś tylko pójdę po nią dobrze- spytałam się Maciusia.
- Nie zostawiaj mnie prosze - powiedział chłopiec prawie plącząc- Nie chce być znowu sam.
- Spokojnie przyjdę chyba, że chcesz to pojedziesz ze mną, co - spytałam po czym chłopczyk od razu się zgodził.

Poszliśmy do pokoju przeznaczonego do zabawy. Fajny pomyśl miał szpital, iż wygospodarowali takie miejsce dla tych maluchów. Tutaj mogą zapomnieć na chwile o chorobie i pobawić się jak zdrowe dzieci. Siedziałam tak z Maciusiem chyba z 3 godziny. Bardzo go polubiłam. Jest naprawdę świetny. Nagle zdarzyło się kilka rzeczy na raz. Do sali wpadli Marek z Peterem i Maćkiem. Słoweniec podbiegł do mnie i mnie przytuli. Maciuś nie wiedząc co się dzieje złapał się za moja nogę i nie chciał mnie puścić.
- Zostaw ciocie ona nie jest niczemu winna nie oddam jej bez walki- powiedział 4- latek.
- Spokojnie Maciuś nic się nie dzieje- powiedziałam do chłopca przy którym uklękłam - to jest mój chłopak. Bardzo go kocham. Nie bój się nic mi nie zrobi- powiedziałam do malucha i go przytuliłam.
- Co się stało, że wpadliście tutaj jak oparzeni ?- te słowa skierowałam do Maćka.
- Zniknęłaś z sali szpitalnej. Nie mogliśmy się do ciebie dodzwonić bo zostawiałaś na łóżku komórkę. Wiesz co my przeszliśmy. Szukamy cie po całym szpitalu- wyjaśnił mi polski skoczek.
- Przeciesz wiecie, że nie potrafię usiedzieć na jednym miejscu - powiedziałam z mina niewiniątka.
- Oj nie wiem czy teraz mogę spełnić twoja prośbę - powiedział Marek.
- Oj prosze cie. Będę grzeczna obiecuje- powiedziałam do mojego lekarza prowadzącego i zrobiłam oczka pod tytułem przygarnij kropka.
- Oj nie patrz tak na mnie - powiedział Marek.
- Niby jak - spytałam udając niewiniątko.
- Oj ty już wiesz jak. Dobra, a teraz powiedz mi co to za prośba - spytał się Peter i spojrzał na mnie pytająco.
- To nic takiego - powiedziałam to takim tonem by go udobruchać.
- Tylko mi nie mów, że namawiałaś Marka by cie wypisał- spytał mnie Słoweniec, a ja sie zastanawiałam dlaczego on tak dobrze mnie zna. Zazwyczaj to jest dobra cecha, ale w takich sprawach bywa wkurzające - Malwina przecież jak cie wypiszą to nie będziesz leżeć i odpoczywać tylko weźmiesz się za porządki świąteczne, a musisz odpoczywać – powiedział.
- Ale to nie fair. - powiedziałam- przecież ja się dobrze czuje. Zdążyłam się przecież już wyleżeć - powiedziałam protestując.
- Malwina to przecież dla twojego dobra- powiedział Peter.
- Co jest da mojego dobra. Przecież tak naprawdę niedawno mnie odłączyliście od aparatury pozbawiając mnie jakichkolwiek szans na życie, a teraz mi mówicie co jest dla mnie najlepsze - powiedziałam nie wytrzymując.
- Ciociu spokojnie - podszedł do mnie Maciuś i mnie przytulił.
- Spokojnie nic mi nie jest. Chodź zaprowadzę cie do sali- powiedziałam i wzięłam chłopca na ręce.
- Ale będziesz mnie odwiedzasz jak wyjdziesz- spytał się chłopczyk.
- Pewnie, że tak - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie i udaliśmy się w kierunku sali chłopca.

Po 10 minutach wróciłam do stojących jak wrytych Marka, Petera, Piotrka, Mikołaja, Maćka i barci Miętus.
- Wracamy do mojej sali - spytałam się moich towarzyszy.
- Tak oczywiście- powiedział zaskoczony Tepes , którego dopiero teraz zauważyłam.

Oczywiście gdy wróciłam do sali miałam wykład, na temat mojej ucieczki z sali. Miałam już ich po dziurki w nosie. Całą sytuacje uratował Marek, który wpadł do mojej sali jak opatrzny.
- Co się stało? - spytałam się mojego lekarza prowadzącego.
- Mam tu dla ciebie wypis - powiedział zasapany.
- Naprawdę? - spytałam nie wierząc własnym oczom gdy trzymałam kawałek kartki w dłoni.
- Tak- powiedział- Musiałem się wytłumaczyć ordynatorowi dlaczego cię wypisuje. Pokazałem mu wyniki i był zdziwiony. Powiedział, że jeszcze nie widział takich dobrych wyników nawet u zdrowego człowieka, a co mówić u osoby, która ledwo się wybrudziła po ponad miesięcznej śpiączce. Powiedział, że się zgadza z moja decyzja tylko stwierdził iż masz szybko wyjść za nim zmieni decyzje.
- To co ja tu jeszcze robie - powiedziałam wstając z łóżka i wzięłam swoja spakowana walizkę z ciuchami spod mojego łoża szpitalnego.
- Ty juz jesteś spakowana ?- spytał zdziwiony Peter.
- Miałam cichą nadzieje iż zastane dzisiaj wypuszczana i rano się spakowałam- powiedziałam niewinnie.
- To kierunek nasz dom - powiedzieli bracia Miętus.
- Juz nie mogę się doczekać- powiedziałam – dziękuje za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Może wpadniesz do nas z żona w 2 dzień świat jak nie masz żadnych planów. Chciałbym ci jakoś za wszystko podziękować.
- Zobaczymy- powiedział Marek- dziękuję za zaproszenie . Dam ci znać w wigilie. Teraz już idź bo ordynator się rozmyśli- powiedział i się przegnaliśmy.

Po godzinie czasu byłam już w domu. Gdy weszłam nie mogłam poznać jego wnętrzna . Było czysto, a z kuchni wydobywały się piękne zapachy. Okazało się, iż chłopcy sami posprzątali i ugotowali już potrawy świąteczne, tak bym ja nie musiała nic robić. Po prostu ja ich kocham. Nie przypuszczałam, iż mogę być taka zmęczona. Poszłam do swojego pokoju i od razu położyłam się na łóżku i zasnęłam.


No i jest kolejny. Przeprasza za tak długą nieobecność, ale ni miałam czasu wstawić. Święta, sylwester, nowy rok.
Właśnie z okazji nowego roku chciałabym wam życzyć dużo zdrowia, wspaniałych przygód, niezapomnianych chwil,dużo prawdziwych przyjaciół, weny dla tych którzy prowadzą własne blogi i dla tych którzy dopiero swoją przygodę zaczynają z pisaniem. Nie wiem czego wam jeszcze życzyć. Wszystkiego najlepszego :)

Pozdrawiam Aldona :)

P.S.
Czytam wasze opowiadania, ale nie mogę dodawać komentarzy nie wiem czemu :(

6 komentarzy:

  1. Na szczęście Malwinę wypisali :D Co ona by w tym szpitalu robiła, to ja wolę nie myśleć xdd A Maciuś jest słodki, biedny i czemu bez rodziców? Zostawili go z powodu raka czy co?? Interesuje mnie postać Marka, nuby tak trochę podrywa ją, ale ma żonę :p No i zobaczymy co z tego wyniknie ;) Wigilia w towarzystwie skoczków?! Skoczkowie gotujący potrawy świąteczne?! Ahahaha, ja się na to piszę mimo, że nie wiem czy to mądre! :D ;)
    Przepraszam, że tak nieskładnie, no ale dopiero mnie obudzili (czytanie bloggera do 5 rano witaj! ♥ ) :)
    A co do komentarzy to jak się nie chcą dodawać, to skopiuj tekst, który napiszesz kliknij dodaj i jeśli się nie opublikuje to go tam wklej, może pomoże, bo kiedyś tak podobnie miałam ;) Szczęśliwego Nowego Roku!!! :*
    never---give-up.blogspot.com
    tylko-na-ciebie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam serdecznie na pierwszy rozdział! :)
      http://never---give-up.blogspot.com/2015/01/1-wspomnienia.html

      Usuń
    2. Serdecznie zapraszam na 2 rozdział historii Ally, Andreasa i Marinusa :)
      http://never---give-up.blogspot.com/2015/01/2-baloniku-nasz-malutki-rosnij-duzy.html

      Usuń
  2. Boże....Już nie mogłam się doczekać tego rozdziału :) Świetny! Przywołał we mnie piękne wspomnienia z czasów, gdy odwiedzałam w wolnym czasie dzieciaki w szpitalu :) między innymi na onkologii...Te dzieciaki były niesamowite. Takie pełne życia i nadziei. Niejednokrotnie mnie zadziwiały swoją postawą. Dorośli wiele mogliby się od nich nauczyć. Zawsze najtrudniej było mi im powiedzieć, że już muszę iść...Dobra, ale wracając do rozdziału :) Naprawdę mi się podoba. Całe szczęście, że została już wypisana, bo kto wie do czego by się posunęła w desperacji :) Gratulacje dla chłopaków! Zrobili jej na pewno dużą przyjemność, tym że posprzątali i ogólnie zajęli się świętami. :) A co do Maciusia uroczy <3

    Dziękuję Ci za ten rozdział i za życzenia. Życzę ci, aby ten nowy rok przyniósł ci wiele pięknych niespodzianek! Jak to kiedyś ktoś powiedział "pięknych chwil nie da się zaplanować, one przychodzą same" czy jakoś tak ;) Duuuużo szczęścia i spełnienia marzeń!!
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha genialny blog , znalazłam go niedawno i właśnie nasrobilam zaleglosci w rozdziałach podsumowując je(bo wczesniej nie komentowała by oszczędzić czas) to chyba moglabym chcieć się wcielić w role głównej bohaterki z pominięciem incydentu z morderstwem w sumie to jestem do niej trochę podobna bo tez nie znosze szpitali i wszystkim co z nimi związane ... whatever... Wracając jak juz wspomnialam fajne jest to opowiadaniebardzo mi sue podoba i czekam na nnastępne pozdrawiam Jessi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz. Nowy odcinek powinien pojawić się albo w piątek albo w poniedziałek. Stawiałabym raczej na ten drugi termin, ale mam nadzieje iż wyrobie się i wstawue go w piątek. Bardzo mi miło, że mam nową czytelniczke i mam nadzieje iż zostaniesz ze mną do samego końca.
      Pozdrawiam Aldona 😄

      Usuń