sobota, 5 marca 2016

Rozdział 40

Jestem już w Szwajcarii 2 tygodnie. Stan mój zdrowia jest ciężki ale stabilny. Lekarze są dobrej myśli, mówią iż jestem młoda i mam silną wole w pokonaniu choroby, ale tak nie jest. Za mną wiele minut, które przerodziły się w godziny,godziny w dni, które chcąc nie chcąc przepłakałam. Sama muszę sobie poradzić z tą straszną chorobą. Bardzo brakuje mi wsparcia bliskich, a w szczególności Petera, ale tak jest lepiej dla niego. Nie musi oglądać mnie w tym okropnym stanie. Lekarze twierdzą, iż nigdy nie zostanę matką, czyli chyba lepiej jak Peter o mnie zapomni. Przecież on tak marzy o dzieciach. Z zamyśleń wyrwał mnie mój lekarz prowadzący, który właśnie wszedł do sali, w która stałą się na najbliższy czas moim domem.
- Dzień dobry Malwino, jak się czujesz ? - spytał się Mark.
- Dobrze- powiedziałam- ale trochę mi ciężko.
- Mówiłem przecież, że wsparcie bliskich jest najważniejsze. Jesteś jednak tak uparta jak osioł.- Powiedział załamany.
- Nie chcę by mnie oglądali. wolę by mnie zapamiętali zawsze wesołą i uśmiechniętą- powiedziałam smutno.
- Co ty bredzisz- spytał się Mare.
- No przecież mam raka i nie wiadomo czy wyjdę cała i zdrowa czy nogami do przodu.- stwierdziłam wzruszając ramionami.
- Dziewczyno mam właśnie twoje wyniki badań i muszę powiedzieć, iż są zaskakująco dobre. Jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Twój organizm lepiej działa na leki niż przypuszczaliśmy.- Powiedział, a ja aż nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
- Czyli wyjdę z tego ? - spytałam zaskoczona.
- Chyba tak, ale trzeba poczekać jeszcze kilka dni na efekty. Jeśli będzie się utrzymywać taki efekt przez kolejny miesiąc będziemy zadowoleni.
- A jeśli nie ? - spytam wchodząc mu w zdanie.
- To znaczy, iż leczenie nie działa i będziemy mieć problem, bo będzie trzeba Ci podać inne leczenie , a za bardzo nie wiemy jakie- powiedział szczerze lekarz.
- A operacja ?-spytałam zdziwiona bo było to dla mnie oczywiste.
- Niestety jest to w takim miejscu, iż żaden z naszych lekarzy nie podejmie się ryzyka chyba, iż to będzie konieczne- powiedział, a ja byłam w szoku. Myślałam, że to najlepszy szpital z onkologi w Europie, a tu takie rzeczy.


********** W tym samym czasie u Petera **************


mijały dni, tygodnie, a ja nadal nic nie wiedziałem. byłem zdruzgotany. Nic nie wiedziałem o swojej ukochanej i to mnie doprowadzało do szału. Nie mogłem się nawet skupić na skokach co doprowadzało mojego trenera do szału. Miałem to gdzieś chciałem by Malwina się znalazła. Nagle zadzwonił mój telefon. Nie chciało mi się wstać ale jakoś zwlekłem swoje ciężkie ciało z łoża i podszedłem do biurka gdzie leżał mój telefon. Bez namysłu go odebrałem.
- Tak słucham
- .........
- Aha rozumiem
- ......
- Tak oczywiście za 5 minut będę
- ....
- Do zobaczenia

Wybiegłem z domu jak oszalały. Zatrzymałem się przed tak dobrze znanym mi budynkiem, który ostatnio stał mi się bardzo bliski.

- Dzień dobry- powiedziałem - ja do ...
- Już na pana czekają proszę wejść - powiedziała do mnie mila sekretarka
- Dzień dobry jakie są to wieści- powiedziałem już stojąc zdyszany w progu bo chciałem jak najszybciej wiedzieć co ustalili.
- Już wiemy gdzie jest pańska narzeczona, jak się czuje i co będzie dalej. Muszę powiedzieć iż jest bardzo sprytna bo zostawiła bardzo mało śladów po sobie. Fakt, faktem miała na to bardzo mało czasu ale my znamy się na naszej pracy i żadna osoba nam się jeszcze nie ukryła - powiedział detektyw.
- Dobra poproszę konkrety- powiedziałem trochę zniecierpliwiony.
- Pani Malwina jak w Szwajcarii w klinice onkologicznej tu na kartce ma pan adres. Pomyśleliśmy iż chciałby pan od razu tam się udać więc zamówiliśmy już bilet na najbliższy lot za 2 godziny. Jest w dobrym stanie i leczy się nową terapią, która nie jest jeszcze sprawdzona ale nie miała zbytnio wyboru bo nic innego na nią nie działa. To leczenie jak najbardziej na razie pomaga i nowotwór się cofa, ale jeśli nie będzie czekać ją bardzo skomplikowana operacja. Tyle mamy na razie do powiedzenia. Jeśli chce pan zdążyć na samolot proszę już iść - powiedział detektyw, a ja od razu pobiegłem do domu tylko po paszport i pozostałe niezbędne dokumenty i pojechałem jak najszybciej na samolot.


************** 3 godziny później z punktu widzenia Malwiny ***********

Leżałam sobie spokojnie w sali gdy nagle wszedł do niej Marek.
- Hej jak się czujesz - spytał się przyjaźnie.
- A wszystko w porządku cieszę się, iż wracam do zdrowia, ale zaczynają wypadać mi włosy a to nie jest pocieszające- powiedziałam smutno.
- Spokojnie za jakiś czas odrosną - powiedział uśmiechając się przyjaźnie.

Gdy tak rozmawialiśmy sobie spokojnie do mojej sali wpadła jak burza jedna osoba, ale to nie był koniec za nią wyłoniły się kolejne. Nigdy nie spodziewałam się iż mogą mnie tu znaleźć.


Jestem znowu po długiej przerwie ale niestety brak weny daje o sobie znać.
pozostawiam wam ten rozdział do oceny.
Życzę miłego czytania :)
Pozdrawiam Aldona :)

CZYTASZ = MOTYWUJESZ
KOMENTUJESZ = PODWÓJNIE MOTYWUJESZ

2 komentarze:

  1. Hejka :)
    Jak zwykle super :)
    Mam nadzieję, że mimo choroby Malwina będzie mogła mieć dzieci. Chociaż najważniejsze jest, aby wyzdrowiała. Dobrze, że Peter wreszcie ją znalazł. Na pewno będzie jej łatwiej.
    Czekam na kolejny i zapraszam do mnie :)
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! :)
    dopiero zaczynam przygodę z blogiem, więc serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń