wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział piąty

2 miesiące później

Ten czas minął mi bardzo szybko. Kamil wygrał puchar świata. Skoki się skończyły. Chłopakom przeszła złość na mnie za ich psa. Zanim się obejrzałam już jest połowa kwietnia i za chwilę święta. Wstałam dzisiaj z niechęcią spojrzałam na datę w moim telefonie i na godzinę przy okazji. No tak dzisiaj finał pucharu króla. Barcelona kontra Real Madryt. Nienawidzę jak dwa te klubu grają razem, bo zawsze kłócę się z chłopakami, gdyż bracia Miętus są fanami Barcelony. Jak te dwa wielkie kluby grają razem to wolę by był remis, ale niestety ktoś musi dzisiaj wygrać, bo przecież nie może być dwóch zwycięzców. Niechętnie wstałam z ciepłego łóżka i udałam się do łazienki. Po porannych czynnościach zeszłam do kuchni.

- Cześć wam co dzisiaj robimy?- spytałam wchodząc do pomieszczenia, gdzie już Krzysiek i Grzesiek jedli śniadanie
- Możemy iść na spacer, a wieczorem mecz- powiedział Grzesiek
- No nie tylko proszę was znowu nie zaczynajcie- jęknęłam
- Ale o co ci chodzi- spytał się Grzesiek- Tylko Barca i już
- Wiecie, ze nie lubię oglądać klasyka, bo zawsze się z wami kłócę, jak było w lidze gdy Barca wygrała ostatnio 4:3. Same kłótnie i spory, ze to sędzia taki, że ten dostał kartkę niesprawiedliwie, że ten powinien opuścić boisko. Przez tydzień się nie odzywaliśmy do siebie- powiedziałam jedząc płatki na mleku
- Oj tam oj tam- powiedział Krzysiek- mam pytanie
- Tylko nie znowu o święta bo zdania nie zmienię- Powiedziałam
- Oj Malwina przecież nie możesz zostać sama w domu- powiedział Krzysiek
- Nie pojadę do wszej rodziny na święta i tyle, ja zostaję tutaj nawet sama- odparłam
- Jesteś uparta jak osioł- skwitował Grzesiek
- Wiem - powiedziałam z uśmiechem
- Kobieto, ty to mnie powalasz po prostu- stwierdził Grzesiek i uderzył się w czoło
- czym?- nie wiedziałam o co mu za bardzo chodzi
- Swoim zachowaniem,zmieniłaś się - odparł Grzesiek
- Ja, na lepsze czy na gorsze - spytałam
- Zależy z której strony patrzysz- stwierdził Krzysiek
- Czyli ?- spytałam podnosząc jedną brew
- Bo jeśli chodzi o porządki i gotowanie oraz o charakter to na lepsze- powiedział- a jeśli chodzi o twoje zamiłowania do klubów to ....
- Odejdź zarazo- dodał Grzesiek do słów Krzyśka
- Czy Kota też tak męczycie- spytałam trochę rozbawiona
- Oczywiście nie lubimy podczas meczów kibiców naszego wroga- powiedział z pełną powagą Grzesiek ,a ja wybuchłam niepohamowanym śmiechem
- Cześć,- przywitała się z nami Julka
- Z czego się śmiejesz- dodał Maciek, który ukazał się w drzwiach kuchni
- Z chłopaków- powiedziałam i znowu zaczęłam się śmiać
- Aha- tylko tyle powiedział
- Czy wy znowu o tym głupim meczu- powiedziała błagalnie Julka
- To nie żaden głupi mecz, to klasyk- powiedział Krzysiek oburzony
- Dobrze, dobrze spokojnie- powiedział speszona dziewczyna- a jak ta ze świętami ?
- - Nic się nie zmieniło- powiedział Grzesiek- jest uparta jak osioł
- No i dobrze, powiedziałam i zdania nie zmienię zostaje tutaj i koniec kropka- powiedziała- i do was też nie pójdę- dodałam widząc, ze chcą coś powiedzieć
- Dobra- powiedział Maciek- to co robimy dzisiaj ?
- Wiem idziemy na pizzę- powiedziałam
- Przecież dopiero co jadłaś śniadanie- powiedziała Julka
- No i co z tego - powiedziałam wzruszając ramionami- Albo nie jeźdźmy na wycieczkę rowerową
- Ok to mogę zrobić, uwielbiam rowery- powiedziała Julka, ale chłopaki nie byli zbytnio zadowoleni
- Co jest ?- spytała Julka
- No bo Malwina nie ma roweru- powiedział Krzysiek
- No to ja jej pożyczę- stwierdziła Julka
- Możemy też zadzwonić po chłopaków - dodałam - to będzie taka męska wyprawa. My i przyroda
- Malwina to nie będzie męska przygoda, to będzie wyglądało tak, że ty i Julka zamęczanie nas ciągłym gadaniem- powiedział Grzesiek
- Oj kotku grabisz sobie- powiedziała Julka do chłopaka. własnie zapomniałam wam wspomnieć, ze są parą od jakiś 3 tygodni
- Ale Julka to zawsze tak wygląda0- zaczął się bronić Grzesiek
- No on ma racje- poparł brata Krzysiek - a teraz szwagierko udaj się po te rowery. Ja zadzwonię po chłopaków, i za 15 minut się widzimy. Wyszykujecie się- spytał się mnie i Julki
- Jak byś mnie nie znał- powiedziałam do Grześka- i starczą 3 minuty- powiedziałam i już znikłam w swoim pokoju
- To ja też lecę, nie jestem tak szybka jak ona- powiedziała Julka i już jej nie było, za to pojawiła się z powrotem Malwina

Po 15 minutach przed domem Miętusów byli już wszyscy, no oprócz oczywiście Julki.
- Weź po nią idź- zwrócił się Krzysiek do swego brata
- No już wychodzi- powiedział pokazując palcem na swą ukochaną
- Już jestem, chodź po rower- zwróciła się do mnie
- Ok, to gdzie jedziemy- powiedziałam zanim poszłam do dziewczyny po mój środek komunikacji
- Tam gdzie nas nogi poniosą- powiedział Kamil
- Oj coś czuje, że daleko- powiedział Dawid
- Już jesteśmy to co jedziemy ?- spytałam się naszych towarzyszy
- Pewnie- odpowiedziała Ewa Stoch, która również postanowiła się z nami wybrać

Jechaliśmy chyba z godzinę, gadając o pierdołach. Nie byłabym sobą gdybym czegoś nie odwaliła. Oczywiście jechałam sobie na końcu z Julką i Ewą gadając o pierdołach. Gdy nagle wpadłam w dziurę, która była w asfalcie i wyleciałam przez kierownik z wielkim impetem zaliczając glebę stulecia.
- Malwina nic ci nie jest- spytał się Jasiek, który jako pierwszy podbiegł do mnie
- Nic tylko trochę się poobijałam i trochę rękę i nogę starłam - odparłam podnosząc się z ulicy
- Malina jak to nic skoro masz dziurę w spodniach- odparł Maciek
- Oj dajcie spokój, to nic takiego- odparłam lekko się krzywiąc z bólu
- Jedziemy do szpitala- zarządził Kamil- trzeba to opatrzeć
- O nie do żadnego szpitala nie jadę - powiedziałam stanowczo
- Bez dyskusji mi tu Jedziemy i kropka- powiedział Maciek po czym posadził mnie na swojej ramie przy pomocy Jaśka i ruszyliśmy do szpitala
- Wezmę jej rower- powiedział Dawid i ruszył swoim rowerem a obok prowadził mój, a raczej Julki rower

Po jakiś 10 minutach byliśmy już na miejscu. Dobrze, że przyjęli mnie od razu, bo inaczej bym im uciekła. Prawie mi się to udało, ale w ostatniej chwili złapał mnie Maciek. Skubany jeden. Nie podaruje mu tego. Od małego nie lubiłam lekarzy, szpitali. Bałam się ich. No tak można powiedzieć, ze 20 letnia kobieta się boi szpitali. Ale mam już tak i nic na to nie poradzę. Było trochę krzyku z mojej strony gdy lekarz przeczyszczał mi kolano z kamieni. Bolało jak ktoś by mi papierem ściernym zdzierał skórę. Nigdy więcej szpitali. Udało nam się dość szybko uporać z moimi ranami. Kilka szwów, opatrunków i po krzyku. Po jakiś 2 godzinach wyszłam z gabinetu.
- Co tak długo- spyta się Dawid
- Malwina kilka razy uciekła z klozetki i ją łapałem po całym gabinecie- powiedział Maciek
- haha taka stara, a boi się lekarzy- zaczął mi docinać Jasiek
- Każdy ma jakieś lęki . Ja wolę siedzieć u dentysty niż iść do lekarza- stwierdziłam i udałam się w kierunku wyjścia

5 godzi później

Siedzieliśmy grupka przed telewizorem w oczekiwaniu na mecz. Dokładnie był Maciek i ja na jednej kanapie jako kibice realu, na drugiej Krzysiek, Grzesiek i Dawid. Natomiast na dwóch pozostałych fotelach siedział Klemens i Jasiek jako, że żadnej z tych drużyn nie kibicowali. Oczywiście Julka siedziała ze swoim ukochanym.
- Zobaczycie przegracie- powiedział Dawid
- To się jeszcze okaże- powiedziałam

I tak się zaczął długo wyczekiwany moment. Usłyszeliśmy gwizdek i w tedy się zaczęło. Każdy krzyczał coś innego. aż tu nagle w 10 minucie, już w 10 minucie mogłam się cieszyć z bramki mojej kochanej drużyny. Zaczęłam tańczyć jakiś dziki taniec zapominając o bólu, jaki mi sprawia kolano po dzisiejszym wypadku.
- Tak, tak właśnie puchar jest bliżej nas- zaczęłam śpiewać
- Och, tak, och tak ciesz się puki czas- dodał swoje Dawid
- Za chwile przyjdzie na nas czas i puchar będzie nas - Dodał Grzesiek
- Chcieli byście- powiedział Maciek
Pierwsza połowa upłynęła dość spokojnie. Trochę się przedrzeźnialiśmy, ale to wszystko. Zaczęła się druga połowa. Gdy w 68 minucie Barca strzeliła gola. Załamałam się, bo od tej pory Królewscy zaczęli grać jak cioty

- No zmień ich w końcu, bo przegramy mecz. Wpuść Moratę. może strzeli- zaczęłam drzeć się do telewizora
- Spokojnie- powiedział Maciek, a chłopaki zaczęli się śmiać
- Dobrze nie zmieniaj ich,a puchar będzie nasz- stwierdził Krzysiek

No nie teraz siedziałam jak na szpilkach przed tym telewizorem i modliłam się o cud. I w końcu nastał w postaci Bale, który popisał się wspaniałym rajdzie po boisku i strzelił piękną bramkę w 85 minucie, znowu był wielki okrzyk radości z mojej i Maćka strony. Ale nie na długo bo w 90 minucie przeżyłam normalnie kilka zawałów serca. Ale na szczęście nie strzelili nam braki. Tak koniec meczu Real pokonał Barcę 2:1
- Dobrze, ze tak to się skończyło gdyby była dogrywka przegrali by- skwitowałam ziewając
- Ważne, że wygraliśmy- powiedział Maciek
- Tak - powiedziałam

Obejrzałam jeszcze tylko dekoracje i udałam się na spoczynek.

Tak, tak, tak. powracam w końcu z dłuższym rozdziałem. Nie podoba mi się za bardzo ale trudno się mówi. dziękuję również za prawie 300 wyświetleń.

Mi święta minęły bardzo fajnie. A wam byliście bardzo zlani w lany poniedziałek

Pozdrawiam Aldona :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz